piątek, 23 września 2011

Amagortis 'Intrinsic Indecency'


Amagortis ‘Intrinsic Indecency’
full-lenght, Brutal Bands
2010
Ostatni bękart szwajcarów jest jakoby rozwinięciem stylistyki do której zdążyli nas juz przyzwyczaić jednak jest tu kilka łatwych do wychwycenia różnic o których sobie pomówimy, a czy na plus to się okaże. Tak więc kolejne trzy lata minęły a chłopaki już bez uroczej basistki która to zmuszona bedąc kontynuować swoja karierę zawodową wyjeżdża na dwa lata do Kanady, a na jej miejsce przychodzi jakże to mniej uroczy Schwab a teraz Bobo. Ta akurat nowinka nie należy do tych najbardziej szokujących, że na scenie mamy kolejnego pindolka zamiast pary bujających się cycuszków. Przede wszystkim uległy zmianie struktury kawałków w których to więcej blastów jednak dziwnie to zabrzmi, ale blastów rytmicznych brzmiących jak generowane z jakiegoś automatu. Gitary straciły troche na mocy rozwijając się moim zdaniem niepotrzebnie w bardziej udziwnione riffy, mniej mięsiste jakoś mniej do mnie przemawiające. Oczywiście nadal od cholery tu Slamu który dominuje w aranżacjach jednak czar ciężaru poszedł w zapomnienie, a chłopy tłuką swoje. Pascal z Danielem nadal zajebiście operują świniakami, growlami choć zdecydowanie więcej tym razem pojawia nam się kibli, a i troche krzyków czyli sumując gitary trochę w tył z dziwnymi pomysłami a gardzioły na przody i jest niezłe rzyganko. Teksty ponownie są pomysłowe i jak tylko ktoś ma podobne poczucie humoru to będzie miał przedni ubaw wyczytując te bzdury w trakcie słuchania mazy. Album jest mocny, dobrze wyprodukowany, moc gitar zastąpiły wokale a całość porusza do pójścia w tany... Na koniec zacytuję jedno z interek jak epilog tej epickiej muzyczki ‘Cum Fart Coctails!’ Miłej zabawy.
5/6