full-lenght, Cyclone Empire
2010
Demiurg to taki zlepek gwiazdorów szwedzkiej sceny gdzie zamieszany w całość jest nawet były lider Edge Of Sanity, Dan Swanö. Szczerze oczekiwałem jadowitego szwedzkiego Death Metalu, a otrzymałem jakąś dziwną niezrozumiałą paplaninę, która miała zapewne być czymś przełomowym i zachwycającym, a tu kupa i smród ale jakże niepożądanym tych słów znaczeniu. Album wlecze się, non stop słyszę w tle plumkanie parapetu który ma chyba za zadanie wyciskać łzy u nastolatków, bo na moje doznania i porusznie mnie w tej materii jestem chyba za stary hehe. Owszem są przebłyski dobrego gitarowego kopa, które szybko zostają spierdolone przez pitu-pitu w tle, posłuchajcie genialnego riffu otwierającego ‘The Cold Hand of Death’ czy ‘Cold Skin’ który zostaje zabity z zimną krwią przez dziwny aranż klawiszy i pitolenia wiosełka w tle. Zadziwia mnie natomiast fakt zbierania tego tworu tak pozytywnych recenzji tu i ówdzie, ale dowodzi to jedynie znajomości i gust pismaków którzy wolą gotyckie koszulki dziurawki niż napierdalanie dla Szatana. Kolejnym nieporozumieniem jest dla mnie ów kobitka w zespole, fajna sztuka nie powiem że nie, ale na co komu czyste kobiece wokale w Death Metalu? Kurwa, proszę! Jeśli tak ma wyglądać awangarda, wprowadzanie nowych elementów w tzw. sztywne ramy tego gatunku, to ja szczerze powiem, że to pierdolę. Szkoda, bo warsztat jest dobry, ale droga jaką podążają mówi jedno ‘chcemy kasy!’, a więc ja wysiadam i zapraszam mainstreamowe cioty na pokład.
1,5/6