niedziela, 17 marca 2013

Summoning ‘Oath Bound’






















Napalm Records, album 2006

Po wyczytaniu gdzieś całkiem niedawno, że nowy album jest w powijakach i ma się pojawić najprawdopodobniej jeszcze tego roku, postanowiłem opisać ostatni album Austriaków, który jak i podobnie z całością dyskografii należy do ligii do której bardzo często się wraca w celach relaksacyjno rozprężających, gdy człowiek jest żądny epickiej muzyki na odpowiednim poziomie, bez jakiejkolwiek żenady.
Każdy zapewne, bo nie wierzę by mogło być inaczej, miał styczność z twórczością Summoning w mniejszym lub większym stopniu, więc chociażby pobieżnie wiecie czego można się spodziewać po ich albumach. Styl który rozwijali i udoskonalali z płyty na płytę począwszy od ‘Lugburz’ który był zdecydowanie albumem Black Metalowym w którym pojawiały się ewentualne zarysy epickości w kierunku jakiej podążył na późniejszych nagraniach Silenius z Protectorem tym samym rezygnując z usług Trifixiona, zaczynając korzystać po dziś dzień z automatu perkusyjnego. Dla jednym takie rozwiązanie jest nie do przyjęcia, jednak moim zdaniem w stylistyce w jakiej porusza się Summoning, stylu jaki sobie wypracowali na przestrzeni lat, automat perkusyjny sprawdza się jak najbardziej i pełni tu funkcje nadawania motoryki właśnie ów patosowi. Kompozycje są rozbudowane, bo 8siem utworów trwa prawie 70siąt minut co juz pokazuje z jak rozbudowana wizją będziemy mieli okazje podjąć ‘walkę’. Dodatkowo cała otoczka podparta Tolkienowskim klimatem, co w efekcie z ów folkowymi naleciałościami (nazwijmy to w uproszczeniu folkiem) kreuje wręcz hipnotyczna aurę, podniosłą czyniąc tym samym każdy utwór hymnem samym w sobie. Tak jak jeszcze w pierwszej fazie dokonań Summoning utwory choćby na ‘Minas Morgul’ były bardzo gitarowe a klawisze tylko je wspomagały, tak z czasem uległo to zmianie i jest prawie że odwrotnie. Czy to źle? Nie mi oceniać drogę jaką obrał zespół, jednak jeśli zależało im na wydobyciu potęgi podniosłości, ubrania jej we wręcz namacalne szaty świata literatury Tolkiena i ukazania jej od mrocznej strony. Wokalnie również są zauważalne zmiany na przestrzeni lat istnienia projektu bo od chaotycznych wrzasków na ‘jedynce’ po dzisiejsze eksperymenty z czystymi wokalami, chórami, do oczywistego pozostawienia formy screamo.
Generalnie rzecz ujmując, na tej płycie nic człowieka nie dziwi, bo jesteśmy od początku poprzez renomę uświadomieni czego oczekujemy po albumie nagranym pod szyldem Summoning. Jednakże, każdy z albumów z osobna a i w tym ‘Oath Bound’ stanowią fantastyczną wyprawę po świecie jaki znamy jeśli nie z książek to chociażby z filmów Petera Jacksona (chwytać za książki cholery jedne hehe). Album rewelacyjny, koniec.