Napalm Records, album 2006
Każdy zapewne, bo nie wierzę
by mogło być inaczej, miał styczność z twórczością Summoning w mniejszym lub
większym stopniu, więc chociażby pobieżnie wiecie czego można się spodziewać po
ich albumach. Styl który rozwijali i udoskonalali z płyty na płytę począwszy od
‘Lugburz’ który był zdecydowanie albumem Black Metalowym w którym pojawiały się
ewentualne zarysy epickości w kierunku jakiej podążył na późniejszych
nagraniach Silenius z Protectorem tym samym rezygnując z usług Trifixiona,
zaczynając korzystać po dziś dzień z automatu perkusyjnego. Dla jednym takie
rozwiązanie jest nie do przyjęcia, jednak moim zdaniem w stylistyce w jakiej
porusza się Summoning, stylu jaki sobie wypracowali na przestrzeni lat, automat
perkusyjny sprawdza się jak najbardziej i pełni tu funkcje nadawania motoryki
właśnie ów patosowi. Kompozycje są rozbudowane, bo 8siem utworów trwa prawie
70siąt minut co juz pokazuje z jak rozbudowana wizją będziemy mieli okazje
podjąć ‘walkę’. Dodatkowo cała otoczka podparta Tolkienowskim klimatem, co w
efekcie z ów folkowymi naleciałościami (nazwijmy to w uproszczeniu folkiem)
kreuje wręcz hipnotyczna aurę, podniosłą czyniąc tym samym każdy utwór hymnem
samym w sobie. Tak jak jeszcze w pierwszej fazie dokonań Summoning utwory
choćby na ‘Minas Morgul’ były bardzo gitarowe a klawisze tylko je wspomagały,
tak z czasem uległo to zmianie i jest prawie że odwrotnie. Czy to źle? Nie mi
oceniać drogę jaką obrał zespół, jednak jeśli zależało im na wydobyciu potęgi
podniosłości, ubrania jej we wręcz namacalne szaty świata literatury Tolkiena i
ukazania jej od mrocznej strony. Wokalnie również są zauważalne zmiany na
przestrzeni lat istnienia projektu bo od chaotycznych wrzasków na ‘jedynce’ po
dzisiejsze eksperymenty z czystymi wokalami, chórami, do oczywistego
pozostawienia formy screamo.
Generalnie rzecz ujmując, na
tej płycie nic człowieka nie dziwi, bo jesteśmy od początku poprzez renomę
uświadomieni czego oczekujemy po albumie nagranym pod szyldem Summoning.
Jednakże, każdy z albumów z osobna a i w tym ‘Oath Bound’ stanowią fantastyczną
wyprawę po świecie jaki znamy jeśli nie z książek to chociażby z filmów Petera
Jacksona (chwytać za książki cholery jedne hehe). Album rewelacyjny, koniec.