poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Grind Inc. ‘Lynch and Dissect’


Catacomb
full-lenght, 2010
Niemiecki Death Metal w brutalnej formie to może i nie za częsty widok ale jednak się zdarza. Wyjdzie na jaw tutaj może i moja mała znajomość sceny a tym bardziej tego zespołu jako, że to juz czwarty album germanów a ja słysze ich pierwszy raz. Cóż, takie to prawo podziemia, że nie każdy może być wychwycony na starcie nawet przy najlepszej muzie, tak więc lepiej późno niż wcale. Łupanka w wykonaniu Grind Inc. powiem szczerze jest taka sobie, bo dużo tutaj takiego trendy grania połączonego z elementami core (mowa tylko o aranżacjach ponieważ wokalnie to album czysto Death Metalowy). Zapewne dzięki ów nowoczesności, zespół liczy na szerszy odzew ze strony fanów, jednak nie jestem do końca pewien czy tędy droga. Trudno jest mi też oceniać czy nawet wypowiadać się w kwestii samego naturalnego rozwoju i na ile jest to dążenie za modą a na ile rozwój uwarunkowany poprzednimi płytami zespołu. Jednak pozostając obiektywnym tylko i wyłącznie na ‘Lynch and Dissect’ to przyznać muszę, że sporo tutaj tzw. cwaniactwa hehe. Bo jak inaczej nazwać fakt, naprawdę solidnych technicznych zagrywek nawet w riffach przewodnich poszczególnych kawałków których to efekt zostaje natychmiast zniwelowany tanimi skocznymi zagrywkami z wypuszczeniem np centralek na przodu i grania uporczywie rytmiki która swoja drogą w przypadku Grind Inc. jest strasznie oklepana i zamiast poruszać głowę do choćby bujania to wywołuje nerwa. Sytuacje ratują niewątpliwie aranżacje traktowane jako całość, bo takie to już szczęście niemców, że zawsze po gównianym patencie przychodzi naprawdę konkretny ciężar, tudzież pogoń na progach gitar. Kolejnym niezaprzeczalnym atutem jest gra perkusji która jakby nie patrzeć trzyma w ryzach cały album i nawet przy największych zwolnieniach facet zajebiście operuje formą gry, stawiając na klasykę niż na jazzowe warianty. Oczywiście cały zestaw jak zwykle (to już chyba jakaś mania na masowe wykorzystywanie) pod triggerami, co czasami w szczególności wolniejszych momentach gdzie słychać wyraźnie przejścia na tomach irytuje niemiłosiernie brzmiąc nieautentycznie do bólu. Ale takie czasy, że bez tych pudełeczek juz bardzo rzadko kto gra w tej branży, stawiając bardziej na profesjonalizm a tym samym tracąc szczerość która w Brutal Death chyba nigdy nie była aż na tyle wymagana co dla przykładu w piekielnych czeluściach Black Metalu. Koniec końców, album przyzwoity, który pozwala sądzić że kolejne uderzenie będzie jeszcze lepsze niż obecne, o ile panowie nie wrzucą na siebie sportowych strojów i nie zaczną wymiatać core na maksa hehe. Te kilka procent naleciałości w przypadku ‘Lynch and Dissect’ zostaje im wybaczone.
4/6