Ossuary Industries / Sevared
Records, album 2012
Drugi album ekipy degeneratów
z Phoenix to
nic innego jak 10 kompozycji konkretnego i sumiennego napieprzania Brutal Death
Metalu oczywiście wymieszanego ze stylistyką Slam. Czwórka kolesi ponownie
zebrała się po dwóch latach (co zasługuje na uwagę to fakt, że nikt z Meathook
nie udziela się w pobocznych czy innych zespołach co jak na scenę
Amerykańskiego DM jest wręcz niespotykane, hehe) by uderzyć nam w twarz swoim
choróbskiem, które jak sam tytuł mówi jest wręcz stawaniem w obliczu
deformacji, hehe. Milutko, prawda? Skoro tak, to jedziemy i do rzeczy.
Tak jak już wspomniałem album
zawiera 10 utworów składających się na niecałe pół godziny muzycznej chłosty,
która to w zupełności czasowo wystarcza by sponiewierać doszczętnie słuchacza
totalnie ciężkim materiałem pozostawiając jednak uczucie niedosytu mimo
wycieńczenia narządów słuchowych. No, gdyby się zagłębić w teksty Amerykanów to
zapewne nie tych o molestowanie słuchu im chodzi, bo to bardzo przyjemni
zwyrodnialcy, hehe. Utwory poprzedzane sporadycznie jakimś interkiem to
gloryfikacja tortur, przemocy, śmierci, wdychania wszelakich ropnych odorów
wydzielin z rozkładających się genitaliów i tym podobne, no pewnie cycki też chłopaki
lubią, jednak w jakiej formie to już nie moja brocha. Utwory pozostają
zróżnicowane w tempie, bo mamy i zajebiste blasty jak i równie bujane momenty
Slam rytmiki, a wszystko zarejestrowane z ultra ciężkim brzmieniem. ‘Facing
Deformity’ nie jest albumem który rozwali Was pod względem techniki mimo iż do
najprostszych w aranżacjach nie należy. Ekipa z Meathook stawia na klimat
ciężaru i chwytliwość kompozycji wraz z ich łatwą przyswajalnością. Zapomnijmy
o wyszukanych solach gitarowych, bardziej nastawiłbym Was na mieszanie na
perkusji z przejściami ze zmianami tempa, sporą ilością chorego riffowania, coś
jakby Amerykański Disgorge spotkał wczesne Katalepsy. Innymi słowy Brutal Death
Metal spotyka się ze Slamem i tak mi grajcie, hehe. Atutem zapewne jest fakt,
że każdy z instrumentów jest niesamowicie selektywny no i że... nie znalazłem
żadnego info o basie, a wsłuchując się w ich muzykę która poraża gęstością
niczym pieprzony gaz musztardowy, jest to możliwe chociaż zastanawiająca jest uzyskana
w takim razie ciężkość dźwięku. Dodam, że wokale dopinają tutaj już całości
niczym nieznana rasa przeprowadzająca z zimną krwią lub poniekąd automatyzacją
eksterminacji rasy ludzkiej... Piękne gutturale, monotonne i bulgoczące w myśl
najlepszych tradycji Brutal Death Metalu.
Finalne słowo o ile nie
zostało powiedziane już kilka razy powyżej jest takie, że ten album gniecie
mosznę, urywa waginy i targa wszelakim mięsem jak mało co. Każdy zboczenieć
brutalnego grania odnajdzie się w tych dźwiekach. Kupować!