Relapse Records, album 2013
Przyszedł czas po kilku ładnych latach milczenia na kolejne
chore dziecko Amerykanów z Devourment. Muszę przyznać, że wyczekiwałem tego
albumu z utęsknieniem uzależnionego maniaka który wręcz drżał w patologicznej
ekstazie pożerając ostatki fragmentów wagin swoich ofiar nie mogąc się jednocześnie
już doczekać kolejnego uniesienia i adrenaliny. I co następuje? Rozczarowanie,
bo niestety najnowszy album przyprawia mnie o ziewanie, po prostu jest przeciętny
i przynuża. Nie mam zamiaru odnosić się tutaj do debiutanckiego albumu którego
żaden zespół absolutnie nie jest w stanie przebić i niech tak pozostanie, bo
jest to zwyczajnie ujmując wytyczna Slam Brutal Death Metalu. Jednakże, mając
na uwadze jaki status ma obecnie Devourment, ile dla mnie i nie tylko ten
zespół znaczy, uważam że kierunek jaki sobie obrali nie jest niczym co mógłbym
uznać za pozytywną zmianę, ale do konkretów.
Czwarty album który ukazuje się po czterech latach od wysoko
krytykowanego również (dlaczego?!) poprzedniego albumu ‘Unleash The Carnivore’
ukazuje jak już wspominałem nowe oblicze muzyczne zespołu, ale także po części
i liryki ulegają małej metamorfozie. Skoro już o tekstach mowa to przyznać
trzeba, że Devo mięknie trochę i choroba jaką rozsiewał poprzez miażdżącą
infekcję w psychopatologicznej fotmie werbalnej ma się nijak do stanu obecnego.
Szczerze mówiąc fakt ten byłby jeszcze akceptowalny gdyby muzyka nadganiała, a
tutaj całokształt daje delikatnie mówiąc dupy. Amerykanie poszli bardziej w
kierunku Death Metalu który jeszcze podchodzi pod etykietę Brutal, Slam także,
ale to już nie jest to, tych elementów jest coraz mniej, a unowocześnienia jak
wolne partie jak początek utworu ‘Today We Die, Tomorrow We Kill’ lub w utworze
tytułowym sprawiają wrażenie które automatycznie wypluwa mi z gardła pytanie
‘Co jest kurwa?!’. Bardziej smutnym jest dodatkowo nawet to, że obszar DM jaki
sobie wybrali też nie do końca im samym chyba pasuje, bo nie brzmi to
przekonywująco: jest topornie, siermiężnie i bez przekonania... Owszem, ci
którzy zarzucali Devourment zjadanie własnego ogona będą pewnie szczęśliwi, że
zespół odchodzi od stylistyki jaka była jego marką, tylko czy to aby na pewno
dobry ruch? Z drugiej strony na albumie są też i to nawet nie mało riffów z
jakich słynęli, czyli wolne ‘chug chug’ i Slam pełną gębą, jednak przy ów
‘nowinkach’ jakoś toną w niesmaku i myśli jak mogli tak spieprzyć robotę. I
wiem wiem, to mocne słowa w stosunku do Devourment ale jest niestety więcej
przeciw niż za w tym albumie. Dodatkowo produkcja nie powala ciężarem, nawet w
ów najbardziej ale to już najbardziej Slam partiach danego utworu nie czuć tej
mocy jaką oferowano nam na poprzednich wydawnictwach Devo. Majewski też jakoś
dziwnie, nie za nisko..
Po tylu latach a nawet
rozpadzie i powrocie na scenę nic nie zapowiadało tak ambiwalentnego i po
prostu nudnego albumu Devourment. Trudno stało się, zawsze zamiast najnowszego
‘Conceived In Sewage’ z chęcią wrócę do poprzedniej zgniłej trójcy. Zarazem
zdaję sobie sprawę, że o ile ktoś to czyta to będą i tacy którzy stwierdzą, że
pieprzę od rzeczy i że nowy Devourment to coś zajebistego. Nie mój to jednak
problem moi mili, całe szczęście że albumik miałem promo w kartoniku, bo
kasiory tutaj pożałuję.