Self-production, Ep 2012
Aż mi wstyd, cholera jasna, by takiej hordy nie znać
uprzednio nawet jeśli dorobiła się tylko jednego wydawnictwa w postaci
opisywanej Ep’ki. Wpierw, poza przyznaniem się do pierwszego zagubienia się w
niewiedzy o istnieniu tak rzetelnego łomotu, pomyślałem że to musi pochodzić z
Kanady, bo łamie kości w najlepszej tradycji Blasphemy czy Conqueror
jednocześnie dorzucając do tego samego wrzątku mieszankę Black/Thrash rodem
chociażby naszego Witchmaster lub Death Metalowych tuzów jak pieprzony
AngelCorpse czy nawet późniejszy Perdition Temple (ten drugi bardziej pod
względem struktur aranżacyjnych perkusji). Tak wybuchowa mieszanka, która
składa się na 5 utworów trwających raptem nieco ponad 17-ście minut, dewastuje
nasze wnętrze niczym geneza samej nazwy zespołu wzięta z historii Ukrainy gdzie
komuniści w latach 1932-33 wywołali celowy głód i około 7 mln ludzi poszło do
piachu. Oczywiście nie mozna również pominąć Polskiego akcentu w tym niestety
juz nie istniejącym akcie, tym bardziej że Adam Widawski jest tutaj
odpowiedzialny za aranżacje i liryki ów sonicznego nakurwu po którym bezwiednie
naciskam ‘play’. Utwory przewijają się przez umysł niczym ostre brzytwy po
ciele, zostawiają niedosyt bólu a zarazem głód (chyba wiedzieli jaką nazwę
obrać) by obcować ze zniszczeniem najwyższej klasy. Riffy agresywne, płynne i
totalnie paskudne tak jak i wokale wykrzyczane w brudzie i totalnym defetyźmie
najdrobniejszych wartości dla życia. Pozostaje nic, śmierć, pieprzona śmierć a
z nią po prostu Holodomor ma 7-mio milionowe koneksje.