wtorek, 25 czerwca 2013

Meathook ‘Facing Deformity’





















Ossuary Industries / Sevared Records, album 2012

Drugi album ekipy degeneratów z Phoenix to nic innego jak 10 kompozycji konkretnego i sumiennego napieprzania Brutal Death Metalu oczywiście wymieszanego ze stylistyką Slam. Czwórka kolesi ponownie zebrała się po dwóch latach (co zasługuje na uwagę to fakt, że nikt z Meathook nie udziela się w pobocznych czy innych zespołach co jak na scenę Amerykańskiego DM jest wręcz niespotykane, hehe) by uderzyć nam w twarz swoim choróbskiem, które jak sam tytuł mówi jest wręcz stawaniem w obliczu deformacji, hehe. Milutko, prawda? Skoro tak, to jedziemy i do rzeczy.
Tak jak już wspomniałem album zawiera 10 utworów składających się na niecałe pół godziny muzycznej chłosty, która to w zupełności czasowo wystarcza by sponiewierać doszczętnie słuchacza totalnie ciężkim materiałem pozostawiając jednak uczucie niedosytu mimo wycieńczenia narządów słuchowych. No, gdyby się zagłębić w teksty Amerykanów to zapewne nie tych o molestowanie słuchu im chodzi, bo to bardzo przyjemni zwyrodnialcy, hehe. Utwory poprzedzane sporadycznie jakimś interkiem to gloryfikacja tortur, przemocy, śmierci, wdychania wszelakich ropnych odorów wydzielin z rozkładających się genitaliów i tym podobne, no pewnie cycki też chłopaki lubią, jednak w jakiej formie to już nie moja brocha. Utwory pozostają zróżnicowane w tempie, bo mamy i zajebiste blasty jak i równie bujane momenty Slam rytmiki, a wszystko zarejestrowane z ultra ciężkim brzmieniem. ‘Facing Deformity’ nie jest albumem który rozwali Was pod względem techniki mimo iż do najprostszych w aranżacjach nie należy. Ekipa z Meathook stawia na klimat ciężaru i chwytliwość kompozycji wraz z ich łatwą przyswajalnością. Zapomnijmy o wyszukanych solach gitarowych, bardziej nastawiłbym Was na mieszanie na perkusji z przejściami ze zmianami tempa, sporą ilością chorego riffowania, coś jakby Amerykański Disgorge spotkał wczesne Katalepsy. Innymi słowy Brutal Death Metal spotyka się ze Slamem i tak mi grajcie, hehe. Atutem zapewne jest fakt, że każdy z instrumentów jest niesamowicie selektywny no i że... nie znalazłem żadnego info o basie, a wsłuchując się w ich muzykę która poraża gęstością niczym pieprzony gaz musztardowy, jest to możliwe chociaż zastanawiająca jest uzyskana w takim razie ciężkość dźwięku. Dodam, że wokale dopinają tutaj już całości niczym nieznana rasa przeprowadzająca z zimną krwią lub poniekąd automatyzacją eksterminacji rasy ludzkiej... Piękne gutturale, monotonne i bulgoczące w myśl najlepszych tradycji Brutal Death Metalu.
Finalne słowo o ile nie zostało powiedziane już kilka razy powyżej jest takie, że ten album gniecie mosznę, urywa waginy i targa wszelakim mięsem jak mało co. Każdy zboczenieć brutalnego grania odnajdzie się w tych dźwiekach. Kupować!