Invictus Productions, album 2010
Drugi album wojennej brygady
z Nowej Zelandii to już nie przelewki! Gdybym chciał określic ich drugi atak
jako typowe działanie machiny napędzanej nienawiścią i żądzą śmierci to byłoby
to olbrzymim urąganiem tejże hordzie. Przecież na jaw po którymś juz z kolei
przesłuchaniu tego napierdolu wychodzi, że to jak spotkanie na jednej linii
frontu Conquerora, Black Witchery i pieprzonego Revenge! Żeby jednak tego było
mało, Nowo Zelandczycy w porównaniu ze swoim debiutem który można było
spokojnie określić mianem War Metalu, tutaj pokazują że nieświęte korzenie
Death Metalu są aż nazbyt obecne! Otóż, riffy są nadal tak samo bezpośrednie,
tak samo czerpiące moc z nieokiełznanego chaosu i równie intensywne, jednak
sposób ich napisania wydaje mi się być bardziej masywniejszy co powoduje, że
‘War of All Against All’ staje się jeszcze bardziej (o ile to możliwe)
dosadniejszym uderzeniem niż w przypadku ‘Doom Cult’. Oczywiście, że Diocletian
nadal katuje nas niemiłosiernymi utworami trwającymi niespełna ponad minutę
które niszczą totalnie wszystko na swojej drodze, ale są też i dłuższe
kompozycje którym radę dadzą tylko najwytrwalsi zwolennicy łomotu. Zamykający kawałek
to już zupełnie totalna masakra trwająca ponad 16ście minut, z tym że od połowy
tego czasu słychać jakieś apokaliptyczne trzaski i buczenia. Takie osobliwe
nuklearne podsumowanie / zamknięcie płyty hehe. Wiadomo, że dla zwolenników
wypolerowanych produkcji ta pozycja będzie nie do zniesienia, ale w tym właśnie
cały szkopuł! Tutaj nie ma miejsca na fun i biesiadę, tutaj mamy totalną,
kurwa, wojnę!