Misanthropic Art Productions,
album 2011
Ameryka Południowa zazwyczaj
kojarzona z bestialskimi wyziewami, blastującym Death Metalem lub old
schoolowym Thrash’em który to już na naszym kontynencie dawno wyszedł ‘z mody’ (a
szkoda cholera, szkoda!), zazwyczaj nie ma za wiele do zaprezentowania w ramach
Black Metalu prócz typowej rzezi, a z rzadka też trafiającej się na wysokim
poziomie. Jeżeli zaś by ten kontynent rozpatrywać pod kątem War czy Bestial
Metalu czy morderczych hybryd Black/Death Metalowych... no to kurwa jego mać,
moi drodzy! Wiadomo, jesteśmy tutaj w domu, bo takich wyziewów nie musimy nawet
szukać, a wręcz przebierać w co lepszych.
The Last Knell prezentuje
Black Metal na modłę europejską, nie doszukuję się tutaj absolutnie żadnego
plagiatu hord z najwyżej ukoronowanych swą sztuką przez samego Diabła, jednak
trudno w przypadku czwórki z Chile
mówić o jakimkolwiek przełomie czy nowatorskim podejściu do sprawy. Może to i
dobrze? W moim odczuciu, tak. To co dzieje się w tych siedmiu hymnach które
opiewaja na nieco ponad pół godziny sonicznego rytuału nekromancji jest
wystarczająco zadawalające zarówno na poziomie muzycznym jak i w przekazie. ‘AEon
Vmbra Genesis’ bazuje na blastujących tempach, riffy są powtarzalne, jednak
materiał nie razi nudą czy usypiającą monotonią. Spora dawka aranżacji
gitarowych jest także zrobiona ‘przyjemnym’ rozstrojeniu charakterystycznym dla
nurtu religijnego BM, a co za tym idzie ociera się to wszystko o lekką
hipnotyczność, która ku zdumieniu wydaje się dość natarczywa by nie rzec
brutalna. Pojawiają się także elementy oniryczności, uśpienia pośród wiru
szaleństwa jakiego doznajemy wśród tytułowych ghuli martwego światła (ost. utwór
‘Ghouls of dead light’) gdzie The Last Knell pokazuje prawidzwy kunszt, gdzie
kwintesencją jest rozmyta wizja mizantropii. Wokale na debiucie hordy są
typowym BM sceamo, umiarkowanym bez użycia specjalnych przesterów, distortionów
czy echa. Pojawiają się też w tle kilka razy czyste wokalizy jednak dzieje się
to na tyle ‘z tyłu’ że faktycznie mozna tu mówić o czymś na zasadzie
wprowadzenia klimatu.
Jeżeli można by podsumować
całokształt debiutanckiego krążka Chilijczików (tak to się pisze? hehe) to
śmiało mogę powiedzieć, że jest w nich spory potencjał, a to co robią nie jest
kwestią chwilowego wybryku. The Last Knell wie co robią, są w tym
zdeterminowani i co najważniejsze, bo niestety obecnie nie każde nagranie Black
Metalowe posiada tą elementarną cechę, czuć tu pieprzone Zło. Kupować,
wspierać, doprowadzać się do szaleństwa!