Malignant Voices, album 2012
Muzycy Medico Peste, które to
zadebiutowało swoją demówką zeszłego roku, już wtedy narobili sporego
zamieszania w Polskim podziemiu. Aura zainfekowana chorobą do jakiej nazwa
nawiązuje która to w XIV wieku spustoszyła totalnie Europę ,
zbierając żniwo śmierci depopulując ludność kontynentu o ponad 1/3. Odmian
epidemii było sporo, zapisków które się zachowały jak i teorii na temat
rozległych zmian martwiczych, czy ropiały, czy krwawiły jest wiele. My jednak
skupimy się na mniej historycznej analizie zawartej w dźwiękach ‘א: Tremendum
et Fascinatio’, debiutanckiego albumu który już na wstępie mogę powiedzieć, że
na mnie wywarł niesamowite wrażenie!
Tematyka liryk, a właściwie
ich fragmentów zamieszczonych w booklecie nie różni się specjalnie od tego czym
uraczono nas na demosie, a więc religijna obsesja, choroba, zaraza, umysłowe
opętanie, upokorzenie... śmierć. Black Metal prezentowany przez ów hordę ma
charakter ortodoksyjny, nie jest zwykłym napierdolem blastów, bezmyślnym
masakrowaniem dla masakrowania. Owszem, skoro już poruszamy temat sekcji
rytmicznej, to ultra szybkie blastujące partie się pojawiają, ale jeśli miałbym
je procentowo określić to stanowią może z 25% albumu. Większość patentów
wybiega poza utarte ścieżki, jawiąc się łamanymi tempami, marszowymi, wolnymi,
które nie jednokrotnie ocierają się nawet o jakby jazzowe improwizacje. No może
to trochę na wyrost, jednak coś w tym jest. Dochodzimy do momentu gdzie jestem
zmuszony stawić czoła czemuś wręcz niemożliwemu i opisać gitary. Otóż, nawyków,
korzeni sposobu grania Medico Peste można szukać i dopatrywać się gdzie kto
chce, jednak nie zmienia to faktu, że album oscyluje, pływa po ocenia zgnilizny
ambientalnej jeśli mogę tak powiedzieć. Chodzi mi tutaj o to, że mimo iż riffy
są w pełni wykonane na gitarach to jednak sposób ich odegrania, struktura
przywodzi na myśl właśnie takie odczucia, że to nie tylko gitary ale coś ponad,
coś co chwyta resztki zdrowego nie wdychanego jeszcze powietrza i zamienia to
na cuchnące i ohydne żniwo, które niczym niewidzialny wirus atakuje z piekielną
precyzją. Sporo tutaj rozstrojeń, zwolnień, hipnotycznych partii, absurdu wręcz
który wytyka powagę a zarazem kpinę choroby z nędznej przypadłości ludzkiego
bytu... I tak to wszystko słychać w gitarach. Przechodzimy do wokali które
stanowią na ‘א: Tremendum et Fascinatio’ kwintesencję wszystkiego co
najbardziej plugawe. Z każdym wykrzyczanym słowem przez Silencera mam wrażenie,
że facet zaraz wypluje swoje płuca, że zaleje się krwią wymieszaną z żółtawą
śliną, tym bardziej, że odgłosy kaszlu w ostatnim utworze ‘The Sigil’ mnie
dosłownie powaliły na kolana... Zamarłem! Zanim jednak to nastąpiło to szeptano
mówione frazy w ‘Meanwhile in Gehinnom...’ także poczyniły spustoszenie. Nad
całym albumem panuje niesamowicie ‘wykrzywiona’ wizja, obraz na miarę
potępienia ciała i umysłu pogrążony tym bardziej w rozpuście ów stanu...
Medico Peste dokonali czegoś,
co moim zdaniem nie miało jeszcze miejsca na Polskiej scenie pomimo istnienia
tak infernalnych i oddanych sprawie zespołów których nazwy każdy szanujący się
zna. Połączenie obrazu kierowanego image zespołu, zawartych tekstów, przekazu i
udane zawarcie tego w dźwiękach które niosą grozę i niemiłosierne ukazanie
wątłości jednostek ludzkich... wobec zagłady epidemiologicznej, mimo, że ujętej
w symbolice z przeszłości to nadal ją gloryfikującej. Niech nam gniją ciała!!!