Self-Released, demo CD-r 2011
Z Radomska przyleciała do
mnie płytka CD-r z materiałem który muszę przyznać zaskoczył mnie dojrzałością
kompozycji utrzymanej w dobrej starej szkole grania plwocin spod znaku Death i
Black. Mieszanka jak najbardziej smolista, a i pomysł na jej wykonanie jak
najbardziej słuszny, ale o tym za chwilę. Morte pod żelaznymi rządami Ta Deus’a
od 2001 roku niestety zawiesza działalność w 2004 roku by ją wznowić ponownie w
okolicach 2008 roku, czego owocem są dwa jak do tej pory demosy. Debiutu nie
znam niestety, ale poniżej zabiorę się wyczerpująco za ‘Holy Leech’ czyli
drugie demo Morte.
A więc nastała chwila prawdy
dla tegoż to kwartetu który muszę przyznać wreszcie doczekał się tej recenzji.
Demos trochę przeleżał ale to tylko z powodów ‘kolejki’ do opisania, bo to tak
nieładnie by było wepchnąć naszych na przody hehe. Zacznijmy od bardzo udanej
rejestracji dźwięku, selektywność jest wręcz wzorowa, każdy instrument jest
wyrazisty i ma równie wiele do powiedzenia. Dodatkowo mogę z czystym sumieniem
powiedzieć, że materiał jest sam w sobie ciężki, a sposób jego realizacji tym
bardziej eksponuje ów cechę. Chłopaki nie stawiają w swojej muzyce na
niesamowite tempa i technikę, nie tędy droga. Otóż, materiał jest przejrzysty i
nie tyle co pokazuje prostotę (bo zdecydowanie tak nie jest), ale aranżacje
utworów są przyswajalne podczas słuchania bez większych trudności, zalatują
nawet swoistym ‘flowem’ ku przebojowości nie tracąc nic a nic na sile i
agresji! Wg mnie jest to bardzo dobre rozwiązanie, ponieważ muzyka nadal jest
iście diabelska i szczerze powiedziawszy to Morte radzi sobie wyśmienicie
zarówno jeśli mowa o blastach czy wolnych tempach. Poprzez całość riffów
przelewają się całe maści inspiracji starą szkołą Death Metalu, a nazwy jak
Morbid Angel (stary rzecz jasna), trochę w tym echa Szwecji jak Grave czy
Dismember czy też Holenderskiego Eternal Solstice czy nawet mistrzów z Autopsy
(zdecydowanie w wolnych tempach). Pamiętajcie jednak, że to wyłącznie moje krzywe
skojarzenia, niekoniecznie trafne, a już tym bardziej nie musicie sie z nimi
zgadzać. Ciekawe są też wokale wspomnianego Ta Deus’a które można by było
umieścić pomiędzy growlami a chorobliwymi szepczącymi skrzekami, jakże
szpetnymi i budzącymi niepokój. Takie zabiegi dodają tchnienia całości
materiału, uruchamiają ukryte demony z którymi każdy z nas walczy na co dzień i
może to, kurwa, dziwne ale skłaniają do refleksji. Wydaje mi się, że jak na
tematykę prócz anty-klerykalnej wynikającej z samej okładki i tytułu demo, to
cel został osiągnięty skoro mowa o negatywnych myślach i ich ukierunkowaniu.
Te sześć utworów szybko się
kończy wywołując niedosyt, jednak pozostawia nas w myśli, że zespół zrobił
kawał dobrej roboty i z miłą chęcią powracać będziemy do tej płytki. Z mojej
strony dodam tylko tyle, że czekam na kolejny krok Morte o którym mam nadzieję
zostać poinformowanym od samej hordy. Kto wie, może kolejny będzie już album?