niedziela, 17 marca 2013

Exitium



01) Witaj Abazus. Na początek tradycyjnie, kilka słów odnośnie historii projektu Exitium, a potem zaczynamy konkretne odpytywanie hehe.
Witaj Waldek. Co do historii Exitium nie będe się rozpisywał.Projekt powstał w styczniu 2012. W lutym tego samego roku nagrałem pierwszy materiał zatytułowany "Odium" oraz pierwszy teleldysk. W lipcu 2012 nagrałem kolejny materiał "Land" .W oczekiwaniu na mastering porozsyłałem wersję roboczą do kilku wytwórni muzycznych. Dostałem propozycję od TOD Production. Byli chętni wydaniem "Land". Niestety pewne studio które miało zmiksować i zmasterować album przywaliło (bardzo grzecznie mówiąc) w chuja. 

02) Exitium porusza się stricte w klimatach fantasy zarówno jeśli mowa o otoczce warstwy tekstowej jak i muzycznej. Skupmy sie wpierw na pierwszym elemencie który nie tylko jest widoczny w Exitium ale istnieje przecież przede wszystkim jako osobny gatunek w literaturze ale też zaczyna być prężną częścią branży filmowej. Powiedz zatem jak odnosisz się zarówno do książek i produkcji filmowych fantasy?
Moja przygoda z literaturą fantasy zaczęła się dawno temu, kiedy to wszystko co teraz się z tym dzieje nie było tak komercyjne jak teraz. Książki Tolkiena nie były wtedy tak dostępne jak teraz a już nie było mowy o ich zakupie. Miałem o tyle dobrze, że moja ciotka pracowała w bibliotece dla nauczycieli i ściągnęła cała trylogie z Krakowa. Niestety miałem jedynie na tydzień wypożyczone książki więc zarywałem noce, nie tyle by zdarzyć (choć na początku tak było) ale pochłonęły mnie na dobre do tego stopnia, że w wieku 16 czy 17 lat przez 3 tygodnie sam napisałem swoją czterdziesto pare stronicowe opowiadanie fantasy. Jako, że w tedy mało kto miał komputer, więc dałem kumplowi aby mi przepisał i ... chuj do dzis ani książki ani moich "ręcznych notatników". Może w przyszłości wrócę do tego pomysłu. Zobaczymy. Co do filmów hmm ciężki temat. Wiesz, w trakcie czytania powieści każdemu w głowie rodzi się obraz z którym przegrywa nawet najlepiej nagrany film.

03) Ostatnio również sporym zainteresowaniem cieszy się szeroko pojęta polska fantastyka a persony jak Pilipiuk, Ćwiek, Foryś, Dębski, Kossakowska, Kozak czy Piekara to wręcz ikony wspaniałych godzin spędzonych z książką. Czytasz coś z powyższych czy raczej skupiasz swoją uwagę wyłącznie na muzyce?
Dużo słyszałem na temat polskiej literatury fantasy i jeszcze więcej razy zabieram się za zapoznanie z nią. Bardzo mało wiem o niej, kiedyś nadrobię...

04) Ok, ostatnie pytanie o literaturę, a klasyk jak Pratchett czy znany każdemu Tolkien?
Co do Tolkiena to na pewno lider w literaturze fantasy, szkoda że w dzisiejszych czasach Toliena uważa się za reżysera "Władca Pierścieni" heheheh bo i takie zdania słyszałem. Co do Terrego Pratchetta to według mnie wydał dwie pozycje bardzo dobre natomiast na pewno nie zrobił na mnie aż takiego wrażenia jak J.R.R 

05) Twój debiutancki materiał nosi nazwę ‘Land’, możesz wyjaśnić o jaką krainę chodzi?
Debiutancki album nosi nazwę "Odium". "Land" to drugi materiał chociaż od drugiego materiału Exitium podążył nową ścieżką. Tak jak pisałem wcześniej każdy w trakcie czytania książki ma swoją wizję, swój obraz. "Land" to moja wizja która zbierała się od dłuższego czasu gdzieś w mojej głowie. Kiedyś wziąłem gitarę i ku mojemu zdziwieniu po 3 dniach miałem nagrane już gitary, klawisze i kotły. W sumie w 4 dni materiał był stworzony i nagrany.

06) Równocześnie każdy z utworów nosi nazwy które wg mnie zostały nadane wg Ciebie światu który wykreowałeś na potrzeby własnej twórczości muzycznej. Pytanie a zarazem prośba o rozwinięcie szczegółowe nazw każdego z utworów z osobna.
Powiem tak: Wolałbym aby każdy z słuchaczy sam doznał wizji zawartych na "Land". Myślę, że sprawa każdego z osobna, niechciałbym nikomu świadomie czy nieświadomie niszczyć wizji tak jak w przypadku filmów Petera Jacksona

07) Teraz kwestia bardziej techniczna samego procesu pisania muzyki, jakie są większe atuty tego, że tworzysz całość materiału samemu? Zastanawiałeś się może aby w przyszłości wykorzystać również prawdziwego perkusistę zamiast automatu?
Wiesz gram od ponad 17 lat, czy to w solowych projektach czy pełnoskładowych bandach i wierz mi samemu lepiej się tworzy. Nikt nie wpieprza się, mam w 100 % kontrolę nad muzyką. Co do prawdziwej perkusji to owszem , już od dłuższego czasu nosi mnie z zamiarem zakupu tego instrumentu, kiedy fundusze mi na to pozwolą na pewno zrobię ten krok. Co prawda na "garach" zbyt dużo nie grałem ale poradziłbym sobie.

08) Muzyka sama w sobie to połączenie Black Metalowych struktur gitarowych z wokalnym screamo charakterystycznym w tym gatunku. Dodatkowo nie boisz się używać ogromu klawiszy, a automat perkusyjny często jest zaprogramowany niczym pompatyczne pieśni nawołujące do odwagi w wielkich bitwach. Skojarzenia niosą się same na usta, ale o tym w kolejnym pytaniu. Co wg Ciebie jest unikalnego w tym co tworzysz, w jaki sposób wizja którą posiadasz w sobie staje się ‘materialna’ w formie dźwięków?
Odkąd powstała muzyka było wiadomo, że jest odzwierciedleniem odczuć, uczuć czy jakichś innych doznaniach. Kiedy rodzią się we mnie pewne wizje przelewam je na muzykę. A co jest w tym unikalne? Hmmm odpowiem Ci to samo co Frantz-E Petiteau (francuski pisarz), który pisze książke "Metal and Fantasy" (dla Exitium także będzie miejsce w jego wydawnictwie). Zapytał mnie jak bym zareklamował Exitium. Moja odpowiedź była: Nie będę reklamował swojej muzyki kto chce nie słucha kto nie to nie. Dla mnie jest to unikalne bo to moje. Dla niektórych też, świadczą o tym ogladalność i liczba fanów chociażby na Facebooku


09) Skoro już wspomniałem to muszę hehe. Nie da się ukryć, że olbrzymią inspiracją dla Twojej twórczości jest Austriacki Summoning, stąd i pytanie, co wg Ciebie stanowi o różnicach w muzyce Exitium a Summoning? Jakie inne zespoły jeszcze Ciebie inspirują w przypadku twórczości Exitium?
Nie jest tak, że wzoruję się na Summoning. Pomysł takiej wizji muzycznej zrodził się już bardzo dawno temu, a dokładnie w roku 1995 kiedy założyłem pierwszy projekt pod nazwą Ladros. Wtedy były inne czasy więc nie mogłem pozwolić sobie na zrealizowaniu mojego pomysłu w 100 %, więc Ladros stał się projektem klawiszowym, który zyskał uznanie w podziemiu. Muzyke Ladros puszczano nawet w kilku radiach co dla mnie wtedy 15-letnie młodego człowieka było niezwykłym osiągnięciem. W tych czasach nie puszczano tak muzyki mało znanych czy w ogóle nieznanych bandów. Dziś jest to bardzo ułatwione. Wracając do pytania pomysł na taką muzykę zrodził się dużo wcześniej, chociaż było by kłamstwem gdybym powiedział, że Summoning nie odbił się znacząco dla mnie i mojej muzyki.

10) Muzyka na ‘Land’ zdecydowanie nie jest skierowana do radykałów i ortodoksów, ale było by też zniewagą zaliczyć ją do tej łatwej i rozrywkowej. Gdzie wg Ciebie jest miejsce dla Exitium na scenie undergroundowej? Kto będzie jego potencjalnym odbiorcą?
Z tego co zaobserwowałem muzyka Exitium trafia do wszystkich nie ma znaczenia czy ktoś słucha black, death czy innego odłamu metalu. Owszem trafiają się osoby dla których Exitium to totalne gówno, ale jak wiadomo każdy ma prawo do swoich wypowiedzi.Nie zamierzam nikomu wciskać na siłę obrazu muzycznego Exitium. Wyjątkiem jest moja kobieta, której puszczam każdy nowo nagrany utwór czy chce słuchać czy nie hehehe. A czy jest miejsce dla Exitium na scenie undergroundowej?Myślę, że już znalazło się. Myślę, iż nowy materiał wzniesie Exitium wyżej.

11) Powstał także klip do jednego z utworów, który można zobaczyć na youtube. Powiedz mi jak oceniasz swoją pracę jeśli chodzi o produkcję tego klipu oraz czego możemy sie spodziewać w tej materii w niedalekiej przyszłości? Pojawią się kolejne?
Wiesz, jeśli chodzi o clip wydaję mi się, że wyszedł ok. Dziś pewnie zrobiłbym go nieco inaczej, ale osobiście mi się podoba. Ciężko jest nagrać teledysk gdy robię za reżysera, kamerzystę, montera itd. Sam zrobiłem go od a do z zresztą jak wszystkie moje clipy. Cały teledysk został nagrany telefonem komórkowym więc i tak wyszło ok jak wspominałem. Kolejne clipy na pewno będą ale to przy wydaniu nowego albumu, prawdopodobnie jeszcze w tym roku.

12) Powiedz coś bliżej odnośnie samej produkcji i finalnych miksów oraz kto zajął się oprawą graficzną płyty? Skąd pochodzą zaczerpnięte obrazy? Pamiętam, że wspominałeś o problemach z produkcją samego krążka, bo kto spieprzył termin czy odmówił masteringu?
"Land" pierwotnie miał wydać TOD production, niestety przez studio które było odpowiedzialne za miks i mastering wytwórnia podziękowała za wydanie, gdyż w terminie nie wysłałem gotowej płyty. Studio Kola a raczej właściciel, którego znam parę lat już zbywał mnie w terminach. Raz twierdził, że miksy już skończył raz, że płyte wysłał do przyjaciela, który zrobi master, potem że w Rzeszowie razem z akustykiem Kat kończy master. I tak minęło ponad 8 miesięcy. Więc wytwórnia już nie chciała czekać, prawdopodobnie myśleli, że sam coś ściemniam. Do dziś mi samemu trudno w to uwierzyć, że można coś takiego komukolwiek zrobić, no ale człowiek na błędach się uczy. Oprawą graficzną sam się zająłem i tutaj też były niemiłe niespodzianki. Zleciłem wydruk w Polsce digipacków, które zaginęły na poczcie na około 5 tyg, na szczęście przesyłka się znalazła.

13) Jak zajmujesz się promowaniem płyty? Gdzie można ją dostać i czy oprócz samej muzyki są gotowe już jakieś gadżety?
Płytę można kupić na mojej stronie www.exitium.pl jak również bluzy, koszulki itd.

14) Myślałeś nad rozwiązaniem kwestii koncertów w przyszłości? Na chwilę obecna jest to rzecz jasna niemożliwe, ale stanąć na deskach sceny z własnym materiałem to przecież rzecz niezastąpiona, nawet dla choćby 30-50 ludzi.
Z taką muzyką jaką reprezentuje Exitium zgodziłbym się tylko na koncert w plenerze, nie w jakiejś zadymionej sali gdzie 15 latki narąbane 2 piwami rzygają pod sceną. Kiedyś grałem koncerty czy to w Thetragon, Wintermoon, Ladros, In the Doriath czy Ardor i przyznam czasami jest chęć powrotu na deski, no ale jeśli chodzi o koncert Exitium tak jak powiedziałem zgodziłbym się tylko i wyłącznie na jakiś klimatyczny gig. 

15) Plany na najbliższą i tą dalszą przyszłość?
W tym roku powinienem nagrać nowy materiał na który czeka Metal Blade Records, ale na razie nic nie mogę więcej powiedzieć na ten temat. Jeśli ktoś chce posłuchać Exitium zapraszam na www.exitium.pl. Poza tym jak wspominałem francuski pisarz Frantz-E Petiteau pisze właśnie książkę "Metal and Fantasy"gdzie znajdzie się miejsce także dla Exitium. Wydawcą jest CAMION BLANC i ma się ukazać w kilku językach.

16) Dzięki wielkie za Twój czas Abazus i ostatnie słowa należą do Ciebie! Co do Diabolic Stench pogadamy przy okazji wydania materiału. A teraz ‘fuck off god’ i powodzenia z Exitium.
Dzieki Waldek za zainteresowanie Exitium i wsparcie. Oczekujcie nowe pozycje Diabolic Stench oraz Exitium. Hail!!!

interview by Waldemar March 2013

Defeated Sanity ‘Passages Into Deformity’























Willowtip, album 2013

Na początku lutego ukazał się kolejny album który można już zapisać w historii Brutalnego Death Metalu jako istną masakrę. To co Niemcy zrobili na swoim czwartym albumie jest szalenie bogatym kompozycyjnie materiałem, który pomimo swej intensywności i zawiłości oraz wymogu skupienia uwagi słuchacza co się dzieje w trakcie 37miu minut trwania materiału, jest bardzo spójnym i cholernie inteligentnym graniem wbrew pozorom tego jaki hałas a nawet momentami zdawało by się improwizację techniczną możemy usłyszeć. ‘Passages Into Deformity’ udowadnia, że wciąż przed nami lata świetności muzyki ekstremalnej, a jest jeszcze wiele do pokazania i odkrycia, ale przejdźmy do konkretów poniżej.
Ostatni album jak do tej pory Defeated Sanity (cholera, nazwa zespołu pasuje wręcz idealnie pod stylistykę i to co tworzą, bo jest to tak rozwalająca muzyka, że z Rozsądkiem nie ma za wiele wspólnego hehe) pokazał kolejny krok naprzód w utworach Niemców i tego w jaki sposób postrzegają swój kompozycyjny rozmach. Nie da się ukryć, że forma Brutal Death Metalu ukazana na ‘Passages Into Deformity’ to już nie tylko czystej maści ‘pokręcony’ Death Metal, ale cholerna pieprzona wirtuozja, często zahaczające o Jazz. Oni nie boją się wykorzystać załamań temp, które czasem brzmią jakby nie potrafili się zgrać lub takiego nawału dźwięków, że łeb aż kipi próbując ogarnąć chociaż część tego co słyszy. Do tego bajeczne solówki i niech mi ktoś powie gdzie w takiej stylistyce jaką znamy np z albumów amerykańskiego Disgorge wcisnąć sola gitarowe? Niemożliwe? No to brać się za Niemców i to już! Zostają tu także wykorzystane spore ilości partii zwolnień Slam’owych jednak nie jest to regułą (na tym albumie nie ma reguł skoro juz o tym mowa) by każdy z utworów posiadał obowiązkowego breakdown’a czy choćby kilka przejść w wolną rytmikę. Oprócz wychwalania aranży gitarowych należy wspomnieć też o niesamowitości pracy jaką wkłada tu sekcja rytmiczna w pełen obraz płyty. Polot, przekrój całokształtu i nazwijmy to górnolotnie, po prostu umiejętności są tutaj kluczem do tak skomasowanej brutalności! Nad wszystkim, niczym wspólny mianownik do ów choróbska, panuje wokal, niski growl który wprawia w pożądaną monotonię, że dosłownie nie można się od nagrania oderwać.
Niemcy kolejny raz udowodnili, że są w formie o jakiej wielu może im pozazdrościć. Tak więc podsumowując powyższe wypociny, próbę opisania majstersztyku ‘Passages Into Deformity’ mogę tylko dodać, dodatkowym atutem jest okładka autorstwa T.Egawy która po prostu zabija, a dla tych co lubią pooglądać wywiady, popatrzeć jak chłopaki nagrywali ów album została załączona płytka dvd właśnie z takim materiałem.

Into Darkness ‘Into Darkness’























Hellthrasher Productions, demo 2012

Debiutanckie demo Włoskiego Into Dakrness po prostu mnie zszokowało! Przeglądając katalog Bartka z Hellthrasher Prod., zobaczyłem że wydał ich właśnie na krążku więc udałem się szybko na odsłuch na yt by sprawdzić czy mój spatrzony już do reszty gust muzyczny obejmie i potwierdzi to czego się spodziewałem po ów 25ciu minutach muzyki. Pierwszy riff (nie pamiętam dokładnie który utwór otworzyłem jako pierwszy) i zostałem dosłownie zmieciony z krzesła! Potężnie, ciężko i totalnie w ryja!
Cztery utwory jakie zaprezentowała mieszana płcią ekipa z kraju makaronu i pizzy to jeden z najbardziej doskonałych debiutów, na dodatek demo, jeżeli mówimy o old schoolowym Death / Doom Metalu. Od razu tłumaczę by ktoś przypadkiem etykiety Doom nie zestawił w połączeniu z płaczliwymi ciotami których muzyka jest tak porywająca jak bluzeczki z rękawami zakończonymi falbankami i misterium parodii nocy rodem: wkładamy plastikowe kły na zęby i oto ja wampir jak świnia z zagrody pana Andrzeja. Wracając jednak do rzeczy, ‘Into Dakrness’ to kolaboracja agresji, siary piekielnej i ciężaru niczym dupy Grycanek na walnym zgromadzeniu miłośników pierdzenia. Dobra, koniec żartów! Jak już mówiłem są to 4ry utwory które po prostu nie pozwolą wam na chwilę oddechu w zachwytach nad smolistością atmosfery jak i olbrzymią ciężkością brzmienia objawiającą się też w ponurych wolnych tempach które to są z kolei idealnie przeplatane z szybszymi a i nawet blastującymi partiami. Sądzę, że porównanie lub zestawienie ich twórczości (pomimo młodego stażu pod tym szyldem) w jednym rzędzie z takimi tuzami których wpływy słychać tutaj ‘gołym uchem’ jak Incantation (gdyby pominąć brzmienie), Asphyx, Disma. Jednak nie rzecz w tym z czego dwie kobietki i koleś czerpią, ale właśnie chodzi o to rozmach zniszczenia jakie sieją w swoich nawiedzonych do bólu riffach pod które podpięta jest astralna wizja zniszczeń i najróżniejszych kolizji kosmicznych opowiedziana zajebistym wręcz growlem kobiety ukrywającej się pod pseudonimem Doomed Warrior.
Szczerze mówiąc mamy do czynienia z bardzo dobrą produkcją, muzycznymi aranżacjami, wyjątkową wręcz dusznością a nawet klaustorofobicznym dźwiękiem! Materiał dla prawdziwych fanatyków old schoolowych materiałów! Po prostu warte wydania każdej kasy! Aha, jeszcze jedno, miejcie na nich oczy i uszy szeroko otwarte bo jestem pewien, że za niedługo zawładną jeszcze większą ilością umysłów maniaków, takich jak wy!

Summoning ‘Oath Bound’






















Napalm Records, album 2006

Po wyczytaniu gdzieś całkiem niedawno, że nowy album jest w powijakach i ma się pojawić najprawdopodobniej jeszcze tego roku, postanowiłem opisać ostatni album Austriaków, który jak i podobnie z całością dyskografii należy do ligii do której bardzo często się wraca w celach relaksacyjno rozprężających, gdy człowiek jest żądny epickiej muzyki na odpowiednim poziomie, bez jakiejkolwiek żenady.
Każdy zapewne, bo nie wierzę by mogło być inaczej, miał styczność z twórczością Summoning w mniejszym lub większym stopniu, więc chociażby pobieżnie wiecie czego można się spodziewać po ich albumach. Styl który rozwijali i udoskonalali z płyty na płytę począwszy od ‘Lugburz’ który był zdecydowanie albumem Black Metalowym w którym pojawiały się ewentualne zarysy epickości w kierunku jakiej podążył na późniejszych nagraniach Silenius z Protectorem tym samym rezygnując z usług Trifixiona, zaczynając korzystać po dziś dzień z automatu perkusyjnego. Dla jednym takie rozwiązanie jest nie do przyjęcia, jednak moim zdaniem w stylistyce w jakiej porusza się Summoning, stylu jaki sobie wypracowali na przestrzeni lat, automat perkusyjny sprawdza się jak najbardziej i pełni tu funkcje nadawania motoryki właśnie ów patosowi. Kompozycje są rozbudowane, bo 8siem utworów trwa prawie 70siąt minut co juz pokazuje z jak rozbudowana wizją będziemy mieli okazje podjąć ‘walkę’. Dodatkowo cała otoczka podparta Tolkienowskim klimatem, co w efekcie z ów folkowymi naleciałościami (nazwijmy to w uproszczeniu folkiem) kreuje wręcz hipnotyczna aurę, podniosłą czyniąc tym samym każdy utwór hymnem samym w sobie. Tak jak jeszcze w pierwszej fazie dokonań Summoning utwory choćby na ‘Minas Morgul’ były bardzo gitarowe a klawisze tylko je wspomagały, tak z czasem uległo to zmianie i jest prawie że odwrotnie. Czy to źle? Nie mi oceniać drogę jaką obrał zespół, jednak jeśli zależało im na wydobyciu potęgi podniosłości, ubrania jej we wręcz namacalne szaty świata literatury Tolkiena i ukazania jej od mrocznej strony. Wokalnie również są zauważalne zmiany na przestrzeni lat istnienia projektu bo od chaotycznych wrzasków na ‘jedynce’ po dzisiejsze eksperymenty z czystymi wokalami, chórami, do oczywistego pozostawienia formy screamo.
Generalnie rzecz ujmując, na tej płycie nic człowieka nie dziwi, bo jesteśmy od początku poprzez renomę uświadomieni czego oczekujemy po albumie nagranym pod szyldem Summoning. Jednakże, każdy z albumów z osobna a i w tym ‘Oath Bound’ stanowią fantastyczną wyprawę po świecie jaki znamy jeśli nie z książek to chociażby z filmów Petera Jacksona (chwytać za książki cholery jedne hehe). Album rewelacyjny, koniec.

niedziela, 3 marca 2013

Formless Terror ‘Sovereign Chaos Authority’






















Sevared Records, album 2011

Debiutancki album Macedońskiego tworu Formless Terror to 25 minut bardzo dobrego brutalnego napierdolu który to spokojnie można nazwać Death Metalem. 9 utworów które oscylują gdzieś w pobliżu długości trwania bliskiej 3 minut stwarzają konkretną petardę, bo trzeba sobie powiedzieć, że materiał jest mocny i bezpośredni. Tak więc nasi brutalni bohaterowie z Macedonii po wydaniu demosa, jakiegoś tam splitu 4-way znajdują swój łut szczęścia i podpisują papiery z Amerykanami z Sevared Records, co jak można było wyczytać z kilku wywiadów na jakie udało mi się natrafić było dla nich nie lada wydarzeniem.
25 minut o których już wspomniałem powyżej to Brutal Death Metal pełną facjatą, szczerze mówiąc przewyższający swoją klasą wielu i ich dokonania, nawet jeśli miałaby być mowa o tzw. mainstream. Czuć u chłopaków zajebiste zacięcie, pasję do tworzenia hałasu i wyciągania ze swoich instrumentów maksimum brutalności bez oglądania się za siebie. Osobiście oceniając ten materiał bardzo spodobała mi się koncepcja łączenia blastów z brakiem przesadności w technice. Gitary pomimo, że do prostych nie należą, idealnie tworzą ‘flow’, usłyszymy tutaj świetne przejścia z rytmiki na melodyjne kostkowane tremolo, a o utracie brutalności możemy zapomnieć. Owszem jest tu masa pingów, mieszania w rytmicznych i tłumionych riffach ale to za nic nie przeszkadza by Formless Terror nadal płynął w bardzo zrozumiały i klarowny sposób. Muzyka Macedończyków (hmmm tak to się wymawia?) jest stylistycznie zbliżona do tego co proponują nam takie zespoły jak Severe Torture czy Disavoved, ale to tylko moje zdanie, bo każdy usłyszy w danych dźwiękach co innego hehe. Utwory są zdecydowanie gitarowe, poparte solidną sekcją rytmiczną która po prostu rozpierdala wszystko na strzępy! Dodatkowo wokale Zile’go które od growli poprzez mieszane z bliskim świniom na wysokiej tonacji dają dobrego, dodatkowego kopa tej muzie.
Sumując, ekipa z Macedonii nagrała całkiem ciekawy materiał który jest wart wydania tych paru złociszy. Osobiście najbardziej cenię sobie w ‘Sovereign Chaos Authority’ fakt świetnych aranżów gitar połączonych z blastującymi garami i prowadzącymi całość wokalami. Tej płytce niczego więcej nie trzeba, no może więcej maniaków do odsłuchu.

Nordvrede ‘Legion Nordvrede’






















Frostscald Records, album 2012

Istniejący już prawie 10 lat i wychylający swój parszywy łeb z czeluści Norwegii Nordvrede (wolne tłum. Północny Gniew) uderza ze swoim drugim albumem, który jest niczym więcej jak materiałem przeznaczonym stricte dla maniaków Black Metalowego brudu i podziemia właśnie z tego rejonu Skandynawii. Horda garściami czerpie inspiracje z okresu czasu gdy ta scena była dopiero w zalążku, gdy młodociani chłopcy się mordowali i odsiadywali też wyroki za podpalanie kościołów, jednak wychodzi to na tyle dobrze, że ręczę wam że czas z Nordvrede nie pójdzie na straty.
Norwedzy wzorują się i to rzekłbym nawet bardzo na tym co od drugiej płyty prezentował Darkthrone, jednak są to tylko wzorce, jakieś wytyczne dzięki którym łatwiej określić lub wskazać z jaką muzyką mamy do czynienia. Niebezpieczeństwo wpadnięcia w koło tzw. plagiatu zostaje zdecydowanie pominięte i nie stanowi zagrożenia. Strasznie zimne wręcz lodowate brzmienie, piwniczna ostrość gitar, wstrętne wokalizy a wszystko to by uderzyć bez ostrzeżenia po krótkim wstępie pierwszego utworu. Kwintesencją jest tutaj tzw. płynność gitar która mimo swej chropowatości i pieprzonego brudu trzyma w ryzach całość kompozycji wypluwając kolejne metaliczne melodie stanowiące filar Black Metalu już od ponad dwudziestu lat. Kompletną irracjonalnością była by próba wymienienia listy zespołów które mogły lub wpłynęły na całokształt muzyki Nordvrede, jednak faktem pozostaje to, że 37 minut mija bardzo szybko i nie jest to jakiś tam tylko kolejny materiał z Norwegii zyskujący na popularności tylko ze względu na pochodzenie. Bardzo dobrym zabiegiem okazało się również wykorzystanie wielu temp, bo od blastów mamy aż po wolne partie, a i chamskie punkowe też się znajdą by dodać większej dawki w ohydzie materiałowi.
Nordvrede nie odkrywa żadnych nowych pól w materii Black Metalu, ale to co robią jest konkretne, istnieje w sztywnych ramach gatunku i za to im chwała, bo jedyne o czym musimy pamiętać to jedna sprawa: w metalu nie trzeba się silić na bycie oryginalnym, wystarczyć grać z pieprzoną pasją i oddaniem, a to Północny Gniew robi bardzo dobrze.

Gutalax ‘Shit Beast’






















Bizarre Leprous Productions, album 2011

Nazwa zespołu będąca nazwą środka na przeczyszczenie? Tytuł albumu ‘Shit Beast’? No to ciekawe czego możemy się tutaj spodziewać hehe. 25 minut skocznego Grindu pełnego umpa-umpa przeplatanego blastami czyli na samym wstępie sumując tego co w tym gatunku kocham najbardziej. Debiutancki materiał Czechów gniecie jaja, zajebista muza do zabawy, piwka i świetnego tańcowania pod sceną w młynie (wiem bo na Obscene Extreme sam doświadczyłem hehe). No ale do rzeczy, krótka opowiastka o tym kto kogo gównem rzucił i w którym riffie poniżej.
Czesi chyba już ogólnie są na tyle spatrzeni, że monopol na Grind i to ten który bije pięściami po kroczu mają opanowany, bo zespołów które uprawiają skoczne harce bujając bioderkami na boki i czcząc brąz który jakże to uwielbiają dziewczyny (przynajmniej tak darł o tym japę Rychu) jest tu tyle co pierdów po fasolce bretońskiej, oczywiście tych siarczystych które zostawiają kleksy na majciochach. Muzyka jest prosta, taka jaka z założenia ma być, idealna do zabawy w głównej mierze opierająca się na gitarowych patentach otwartych strun. Chłopacy przecedzieli całe to niepotrzebne dziwne gówno jakie aż doprowadza do rwania resztek włosów z głowy i zostawili w swoich kompozycjach ów najlepsze gówno które no za cholerę się znudzić kurwa nie może! Teksty... są o gównie hehe. Zresztą, image chłopaków też jest całkiem miły, poprzebierani w kombinezony i gogle, usmarowani brązem... gówno hehe. Jedynie co może być nużące po kilku przesłuchaniach płytki to ów intra z pierdami i sraniem ale, kto co lubi, może i na tyle się kto nakręci że stanie się tytułowym shiteater’em z jednego z utworów? W razie czego, ja nie namawiałem hehe.
A więc moi drodzy, zdecydowanie pozycja nie dla wszystkich, zarówno muzycznie jak i tych co co mają słabsze żołądki i na widok kupy już im słabo. Jeśli ktoś nie jest muzycznym ortodoksem i po prostu lubi z uśmiechem na twarzy i olbrzymim dystansem podejść do takich ‘wyczynów’ to zapraszam, jeśli jednak wolicie być tylko złymi ludźmi to wracać w smutne kąty.