wtorek, 25 czerwca 2013

Meathook ‘Facing Deformity’





















Ossuary Industries / Sevared Records, album 2012

Drugi album ekipy degeneratów z Phoenix to nic innego jak 10 kompozycji konkretnego i sumiennego napieprzania Brutal Death Metalu oczywiście wymieszanego ze stylistyką Slam. Czwórka kolesi ponownie zebrała się po dwóch latach (co zasługuje na uwagę to fakt, że nikt z Meathook nie udziela się w pobocznych czy innych zespołach co jak na scenę Amerykańskiego DM jest wręcz niespotykane, hehe) by uderzyć nam w twarz swoim choróbskiem, które jak sam tytuł mówi jest wręcz stawaniem w obliczu deformacji, hehe. Milutko, prawda? Skoro tak, to jedziemy i do rzeczy.
Tak jak już wspomniałem album zawiera 10 utworów składających się na niecałe pół godziny muzycznej chłosty, która to w zupełności czasowo wystarcza by sponiewierać doszczętnie słuchacza totalnie ciężkim materiałem pozostawiając jednak uczucie niedosytu mimo wycieńczenia narządów słuchowych. No, gdyby się zagłębić w teksty Amerykanów to zapewne nie tych o molestowanie słuchu im chodzi, bo to bardzo przyjemni zwyrodnialcy, hehe. Utwory poprzedzane sporadycznie jakimś interkiem to gloryfikacja tortur, przemocy, śmierci, wdychania wszelakich ropnych odorów wydzielin z rozkładających się genitaliów i tym podobne, no pewnie cycki też chłopaki lubią, jednak w jakiej formie to już nie moja brocha. Utwory pozostają zróżnicowane w tempie, bo mamy i zajebiste blasty jak i równie bujane momenty Slam rytmiki, a wszystko zarejestrowane z ultra ciężkim brzmieniem. ‘Facing Deformity’ nie jest albumem który rozwali Was pod względem techniki mimo iż do najprostszych w aranżacjach nie należy. Ekipa z Meathook stawia na klimat ciężaru i chwytliwość kompozycji wraz z ich łatwą przyswajalnością. Zapomnijmy o wyszukanych solach gitarowych, bardziej nastawiłbym Was na mieszanie na perkusji z przejściami ze zmianami tempa, sporą ilością chorego riffowania, coś jakby Amerykański Disgorge spotkał wczesne Katalepsy. Innymi słowy Brutal Death Metal spotyka się ze Slamem i tak mi grajcie, hehe. Atutem zapewne jest fakt, że każdy z instrumentów jest niesamowicie selektywny no i że... nie znalazłem żadnego info o basie, a wsłuchując się w ich muzykę która poraża gęstością niczym pieprzony gaz musztardowy, jest to możliwe chociaż zastanawiająca jest uzyskana w takim razie ciężkość dźwięku. Dodam, że wokale dopinają tutaj już całości niczym nieznana rasa przeprowadzająca z zimną krwią lub poniekąd automatyzacją eksterminacji rasy ludzkiej... Piękne gutturale, monotonne i bulgoczące w myśl najlepszych tradycji Brutal Death Metalu.
Finalne słowo o ile nie zostało powiedziane już kilka razy powyżej jest takie, że ten album gniecie mosznę, urywa waginy i targa wszelakim mięsem jak mało co. Każdy zboczenieć brutalnego grania odnajdzie się w tych dźwiekach. Kupować!

Abdicate ‘Fragmented Atrocities’





















Sevared Records, album 2013

Trzeci album Amerykanów, którzy to z albumu na album rosną w siłę komponując coraz to dojrzalsze utwory nie tracąc na tym ani pierwiastka z brutalności czy gmatwając się w zawiłą technikę. Od pierwszej płyty, która może to nie była materiałem za którym można by skoczyć w stertę zaawansowanie rozkładających się ludzkich ciał, Abdicate daje solidnie popalić maniakom Brutal Death Metalu. Tyle na początek i gwoli zjełczałego wstępu z które winna się wylewać ropa i inne cudne wydzieliny... Teraz czas na nekro pieprzenie, tj. szczegółów kilka hehe.
Zacznijmy więc od strony oprawy graficznej, bo jest na czym oko zawiesić pod warunkiem uwielbienia dla choroby i różnych stworów czy trupów. Jon Zig ponownie w natarciu jako ten który z czeluści i najdalszych zakamarków swojego umysłu wygrzebał ten zajebisty obraz i go zmaterializował, powinien dostać medal za wizję rozkładu, okropności, ohydy a zarazem za grę kolorami które idealnie nadają odzwierciedlają tytuł ‘Fragmented Atrocities’. Muzyka sama w sobie jest Brutal Death Metalem najwyższych lotów w połączeniu ze Slamem jednak przede wszystkim olbrzymiem atutem podkreślającym ów stylistykę w przypadku Abdicate jest ciężar dźwięku. Finalny mastering wyszedł wręcz wzorowo i po prostu rozpierdala wnętrzności! Tak mocnych i ciężki gitar w wolnych partiach dawno nie słyszałem, które będąc podbijane podwójna stopą po prostu kasują wszystko na pieprzonym horyzoncie! Zmiany od typowych kostkowanych tremolo do tłumionych i rytmicznych break downów po prostu niszczą, wgniatają w glebę i ku temu nie ma przestrogi, po prostu litość straciła swoją definicję i o jeńcach można zapomnieć. Nad wszystkim górują świetne niskie growle i gutturale, które przechylają czarę brutalności na rzecz Abdicate i ich świata z którego żywym się nie wychodzi.
Okaleczenia, morderstwa, nihilizm, okrucieństwa, tortury, deformacje i brak poszanowania dla wartości ludzkiego życia – czy potrzeba czegoś więcej? Nie sądzę, hehe. Na koniec dochodzi jeszcze całkiem udany cover Carnivore, który w wersji Amerykanów brzmi kurewsko ciężko, ale i świeżo, jakoś tak z polotem. Kupować, tyle w temacie!

Acranius ‘When Mutilation Becomes Homicidal’





















Rising Nemesis Records, album 2013

Po całkiem ‘udanym debiucie’ który można było smażyć niczym cycki na grillu (info dla wegetarian – nie da się bo za dużo w tym tłuszczu) i śmierdziało tym w całej okolicy, Niemcy wydaja w tym roku swój pierwszy materiał nakładem Rising Nemesis Records. Dla mnie osobiście image całej sceny Slam czy Deathcore zawsze troszkę odrzucał, bo jednak Metal to łańcuchy i śmierć a nie grzywki i czapeczki z daszkiem oraz stylówa koszykarzy z NBA, ale starałem sobie zawsze to tłumaczyć na zasadzie że pieprzyć jak oni tam wyglądają, ważne że materiały napierdalają aż miło. Mowa rzecz jasna o Slam czy Brutal DM, bo Deathcore nie przetrawię chyba nigdy hehe. Otóż, jak się doszukałem Niemiaszki zwą swoja stylistykę jako Brutal Deathcore a ile w tym prawdy to niech każdy ocenia według własnego widzi mi się. Gdybym miał ich zaszufladkować to rzekłbym, że to Slam z elementami Core gdzie wyjściową stanowi granie Brutal Death lub nawet czystego Death Metalu, ale to pozostawiam Wam.
W 37 minutach czwórka naszych bohaterów zamknęła spora ilość pieprzonej rytmiki której przewodzą tłumione riffy, gdzie wytyczną jest podwójna centrala wraz z werblem nadające konkretnego tempa, które to notabene prócz typowych Slam walcy zmienia się często w blasty lub średnie tempa. Otóż, sporym atutem jest tutaj właśnie prawdziwa perkusja, bo niestety na debiutanckiej Ep’ce nie dało się tego za nic upierdolić, wkurzało totalnym brakiem profesjonalizmu, a i same kompozycje były totalnie do dupy, nudne i jakby nagrane na siłę w oparciu o jeden riff przewodni. Na szczęście pełna płytka prezentuje się zdecydowanie lepiej, nawet utwory nagrane ponownie brzmią konkretnie poddane innej obróbce dźwiękowej i rzecz jasna poprawione ‘z lekka’ hehe. Materiał jest spójny, utwory nie są niczym odkrywczym, ale na swoim poziomie całkiem miło chłoszczą dupsko konkretnym bujaniem przy Slamie. Należy zwrócić uwagę na wokale są tą częścią materiału, które trzymają całość w ryzach, bo przy wielu break downach, pauzach i bridge’ach Tomm konkretnie bulgocze gutturalem. Gdyby tak skupić się na obrazie muzyki mają w myślach tylko i wyłącznie okładkę Jona Ziga to zaprawdę ta muzyka idealnie współgra z tytułem i można tutaj mówić o zachodzącym procesie gdy mutacje stały się mordercze.
Sumując, jeśli lubicie Slam który jest zgrabną miksturą z Death Metalem, ma w sobie elementy Core ale jest daleki od banalnego granie w tej stylistyce, to polecam długograja Acranius. Podejdzie Wam niczym wódka zapijana wódką, czyli innymi słowy mówiąc jest brutalnie.

Pestifer ‘Age Of Disgrace’





















Ultimhate Records, album 2010

Belgowie jakiś czas temu nagrali swój debiutancki krążek i wypuścili go nakładem mało znanej a na dodatek już nie istniejącego labela krajan Ultimhate Records. Trudno, posypało się i widać wytwórnia chyba źle dobierała zespoły, bo z tego co widziałem to takie wciąganie pod swoje skrzydła wszystkiego od dupowatego jakiegoś Heavy po Brutal Death Metal. Ale ja nie o nich, otóż, Pestifer nagrał naprawdę solidny album który można ze spokojem polecić fanom Progresywnego Death Metalu z naciskiem na takie inspiracje jak Death, Atheist czy nawet Nocturnus pomijając u tych ostatnich wszechobecne klawisze których tu na szczęście nie ma.
11 utworów z którego pierwszy to intro trwające około minuty zamyka się na całość materiału w granicach 43 minut i muszę przyznać, że jest tu czego słuchać i wyławiać smaczki. Zacznijmy od stwierdzenia oczywistego faktu, że muzycy są cholernie utalentowani, wiedzą i znają swoje instrumenty na wylot i podejrzewam, że tworzenie takiej muzyki to dla nich czysta zabawa dźwiękiem oraz niekłamana przyjemność. Materiał jest ambitny, bardzo ambitny i poniekąd wykraczający poza struktury kompozycyjne i zamysł stylistyki Death Metalowej. Dodatkowo należy wspomnieć, że prócz skomplikowania aranżacji, ‘Age Of Disgrace’ jest także albumem bardzo melodyjnym. Melodie, gwoli wyjaśnienia, są strasznie zawiłe, to tak jakby zestawić ‘jazzujący’ Atheist przy ostatniej płycie Death i podkręcić gitarzystów wraz z  basistą kreskami amfy i pozostawić ich w tym kompozycyjnym szale. Sola gitarowe które są bardzo często używane również potężnie wykorzystują z siłą burzy majestat umiejętności gitarzystów, pełen podziw dla tego co się na płycie wyrabia. Linia rytmiczna perkusji również nie należy do tych co blastują na okrągło i szczerze jest to kolejny mocny punkt Belgów. Brak monotonii akurat w tym odłamie Death Metalu, brak przekombinowania graniczący w następstwie z asłuchalnością a co za tym idzie z miałkością i nudną muzyką, są zajebistymi atutami tego krążka. Na koniec jak to jakoś ostatnio wychodzi zostawiłem ponownie do opisania wokale, które w swojej barwie growli pasują bardzo spójnie do muzyki, nie są w żaden sposób gutturalami czy innym rodzajem mrocznych pomruków odbytnicy będącej na spaźmie sraczki stulecia. Nie, Belgowie od samego początku wiedzieli co chcą osiągnąć z ‘Age Of Disgust’ i założenie się udało a mi pozostaje bić brawa oraz oczekiwać kolejnego kroku z ich strony, bo w sumie już by wypadało.

Guttural Corpora Cavernosa ‘Munching On The Red Carpet’





















BrutalReign Productions, album 2012

Mamy tutaj dzięki mało znanemu labelowi z Chin debiutancki materiał jeszcze mniej znanych chłopaszków z Taiwanu. Szczerze powiedziawszy po pierwszym przesłuchaniu miałem ochotę by ktoś mi zrobił z głową to samo co widnieje na okładce albumu, bo miałem wrażenie że poziom chujni i po prostu niedojrzałości kompozycji wywali moje trzewia z prawa na lewo a sam wesprę ruch walki o krzyż. Kilka dni później będąc nadal totalnie zniesmaczony tym krążkiem coś mnie podkusiło by dać im drugą szansę. I wiecie co? To nawet nie jest takie złe, tylko na zjełczały ser pod napletkiem chrystusa, nie słuchajcie tego na kacu hehe.
Jednak podchodząc do materiału z dystansem, a przede wszystkim mając na uwadze, że Slam który jest tutaj obecny w 98% kompozycji jest gatunkiem prostym, wpadającym lekko w ucho i mającym dostarczać zabawy bujając żądnych tego fanów. Tajwańczycy robią to na tyle dobrze, że pobujałem się z nimi haha. Walec za walcem, rytmika wciąż rytmika przeplatana ze sporadycznymi riffami tremolo którym towarzyszą blasty lub też wypuszczaniem linii basu podczas pauzy pozostałych instrumentów. Zastanawiającym jest tutaj jedynie fakt, że nagranie jest z żywym bębniarzem, ale ‘raid’ brzmi tak chamsko jak sampel, że mam ochotę babcię zza ściany obok zatłuc jej własnym wózkiem inwalidzkim, a potem go odrestaurować i robić sobie wożonko po mieście. Chyba, że może od ruskich na targu kupili... No mniejsza. Kolejny minusik dla wokali które jak na Slam nie są aż na tyle głęboko kotłująco-bulgoczące by dostać 'szacuna', ale nie są też na tyle nijakie by nie dało się tego słuchać. A na koniec brzmienie, które szczerze mówiąc jest dość hałaśliwe, nawet rzekłbym żywe i tutaj plusior srogi, bo chłopaki z krainy popierdolonych pornosów zyskują na brzydocie i obskurności.
Na upartego albumik ‘Munching On The Red Carpet’ daje radę, jednak nie jest to w żaden sposób odkrywczy materiał ani też super porywający. Pominę przywoływanie tuzów sceny tego gatunku, ale chociażby w porównaniu za takimi mniej znanymi zespołami jak Dysentery czy Extirpating The Infected czy ostatnim materiale Abdicate, Guttural Corpora Cavernosa wypada po prostu średnio. Kolejna sprawa to sięgający blisko 40 minut materiał jak na Slam jest z lekka przesadą, a można było wywalić ze 3 utwory, zrobić z tego solidną pół godzinówkę. Finalnie wyrażę się tak, dla zatwardziałych maniaków Slamu album będzie pewnie zajebisty, ja jednak oczekuję trochę więcej.

niedziela, 2 czerwca 2013

Holodomor ‘Témoignanges de la Gnose Terrestre’




















Self-production, Ep 2012

Aż mi wstyd, cholera jasna, by takiej hordy nie znać uprzednio nawet jeśli dorobiła się tylko jednego wydawnictwa w postaci opisywanej Ep’ki. Wpierw, poza przyznaniem się do pierwszego zagubienia się w niewiedzy o istnieniu tak rzetelnego łomotu, pomyślałem że to musi pochodzić z Kanady, bo łamie kości w najlepszej tradycji Blasphemy czy Conqueror jednocześnie dorzucając do tego samego wrzątku mieszankę Black/Thrash rodem chociażby naszego Witchmaster lub Death Metalowych tuzów jak pieprzony AngelCorpse czy nawet późniejszy Perdition Temple (ten drugi bardziej pod względem struktur aranżacyjnych perkusji). Tak wybuchowa mieszanka, która składa się na 5 utworów trwających raptem nieco ponad 17-ście minut, dewastuje nasze wnętrze niczym geneza samej nazwy zespołu wzięta z historii Ukrainy gdzie komuniści w latach 1932-33 wywołali celowy głód i około 7 mln ludzi poszło do piachu. Oczywiście nie mozna również pominąć Polskiego akcentu w tym niestety juz nie istniejącym akcie, tym bardziej że Adam Widawski jest tutaj odpowiedzialny za aranżacje i liryki ów sonicznego nakurwu po którym bezwiednie naciskam ‘play’. Utwory przewijają się przez umysł niczym ostre brzytwy po ciele, zostawiają niedosyt bólu a zarazem głód (chyba wiedzieli jaką nazwę obrać) by obcować ze zniszczeniem najwyższej klasy. Riffy agresywne, płynne i totalnie paskudne tak jak i wokale wykrzyczane w brudzie i totalnym defetyźmie najdrobniejszych wartości dla życia. Pozostaje nic, śmierć, pieprzona śmierć a z nią po prostu Holodomor ma 7-mio milionowe koneksje.

Devourment ‘Conceived In Sewage’






















Relapse Records, album 2013

Przyszedł czas po kilku ładnych latach milczenia na kolejne chore dziecko Amerykanów z Devourment. Muszę przyznać, że wyczekiwałem tego albumu z utęsknieniem uzależnionego maniaka który wręcz drżał w patologicznej ekstazie pożerając ostatki fragmentów wagin swoich ofiar nie mogąc się jednocześnie już doczekać kolejnego uniesienia i adrenaliny. I co następuje? Rozczarowanie, bo niestety najnowszy album przyprawia mnie o ziewanie, po prostu jest przeciętny i przynuża. Nie mam zamiaru odnosić się tutaj do debiutanckiego albumu którego żaden zespół absolutnie nie jest w stanie przebić i niech tak pozostanie, bo jest to zwyczajnie ujmując wytyczna Slam Brutal Death Metalu. Jednakże, mając na uwadze jaki status ma obecnie Devourment, ile dla mnie i nie tylko ten zespół znaczy, uważam że kierunek jaki sobie obrali nie jest niczym co mógłbym uznać za pozytywną zmianę, ale do konkretów.
Czwarty album który ukazuje się po czterech latach od wysoko krytykowanego również (dlaczego?!) poprzedniego albumu ‘Unleash The Carnivore’ ukazuje jak już wspominałem nowe oblicze muzyczne zespołu, ale także po części i liryki ulegają małej metamorfozie. Skoro już o tekstach mowa to przyznać trzeba, że Devo mięknie trochę i choroba jaką rozsiewał poprzez miażdżącą infekcję w psychopatologicznej fotmie werbalnej ma się nijak do stanu obecnego. Szczerze mówiąc fakt ten byłby jeszcze akceptowalny gdyby muzyka nadganiała, a tutaj całokształt daje delikatnie mówiąc dupy. Amerykanie poszli bardziej w kierunku Death Metalu który jeszcze podchodzi pod etykietę Brutal, Slam także, ale to już nie jest to, tych elementów jest coraz mniej, a unowocześnienia jak wolne partie jak początek utworu ‘Today We Die, Tomorrow We Kill’ lub w utworze tytułowym sprawiają wrażenie które automatycznie wypluwa mi z gardła pytanie ‘Co jest kurwa?!’. Bardziej smutnym jest dodatkowo nawet to, że obszar DM jaki sobie wybrali też nie do końca im samym chyba pasuje, bo nie brzmi to przekonywująco: jest topornie, siermiężnie i bez przekonania... Owszem, ci którzy zarzucali Devourment zjadanie własnego ogona będą pewnie szczęśliwi, że zespół odchodzi od stylistyki jaka była jego marką, tylko czy to aby na pewno dobry ruch? Z drugiej strony na albumie są też i to nawet nie mało riffów z jakich słynęli, czyli wolne ‘chug chug’ i Slam pełną gębą, jednak przy ów ‘nowinkach’ jakoś toną w niesmaku i myśli jak mogli tak spieprzyć robotę. I wiem wiem, to mocne słowa w stosunku do Devourment ale jest niestety więcej przeciw niż za w tym albumie. Dodatkowo produkcja nie powala ciężarem, nawet w ów najbardziej ale to już najbardziej Slam partiach danego utworu nie czuć tej mocy jaką oferowano nam na poprzednich wydawnictwach Devo. Majewski też jakoś dziwnie, nie za nisko..
Po tylu latach a nawet rozpadzie i powrocie na scenę nic nie zapowiadało tak ambiwalentnego i po prostu nudnego albumu Devourment. Trudno stało się, zawsze zamiast najnowszego ‘Conceived In Sewage’ z chęcią wrócę do poprzedniej zgniłej trójcy. Zarazem zdaję sobie sprawę, że o ile ktoś to czyta to będą i tacy którzy stwierdzą, że pieprzę od rzeczy i że nowy Devourment to coś zajebistego. Nie mój to jednak problem moi mili, całe szczęście że albumik miałem promo w kartoniku, bo kasiory tutaj pożałuję.

Nihilistikrypt ‘Psykhosis’






















Nailboard Records, album 2011

Przyznaję, że jest to moje pierwsze zetknięcie z tym zespołem z Estonii. Oprócz opisywane wydawnictwa wydali debiutancki album ‘Required Sacrifices’ oraz demo i split istniejąc od 2004 roku. Taka to rzeczywistość mało znanych zespołów, historia jakich wiele gdy jako mianownik postawimy sobie problemy wynikające z życia i po prostu tez i finansów. Nailboard Records też do olbrzymów na choćby Europejskiej mapie nie należy; oprócz tego że wydaja płyty z Death Metalem i jego bardziej brutalną formą, to są takim jakby Estońskim odpowiednikiem naszego rodzimego Rockmetalshop hehe. No każdy sobie radzi jak może.
Skupiając się jednak na muzyce można z czystym sumieniem powiedzieć, że mamy do czynienia z Death Metalem który trąca też o Brutal. Pomijam taką sobie okładkę kierowaną przy wyborze pewnie ograniczeniami finansowymi o jakich była mowa, która po dokładniejszej analizie okazuje się mieć jednak wymaganą estetykę mroku choroby psychicznej wokół której to, jak i pobocznych tematach śmierci, album krąży. Wracając jednak do stylistyki Estończycy wrzucają też troche patentów Core jednak w żadnej tandetnej formie podrygiwania i podskoków, nie. Zabieg ten zwiększył ciężar fragmentów albumu i co tu by wiele nie mówić poprawia słuchalność hehe. Muzyka sama w sobie oscyluje wokół blastów ale nie brakuje też break down’ów, wolniejszych czy średnich temp a zarazem nie jest też to materiał który można zaliczyć do przekombinowanych. Ciekawe brzmienie kojarzące się jakby uzyskane na żywo i mimo oczywistego samplowania i triggerowania ma w sobie fajnego ducha, daje się wyczuć po prostu to mięso z dźwięków. Rzecz jasna nie jest to krwisty ochłap rodem z Ameryki i tamtejszych patologów, ale daje radę na przyzwoitym poziomie. Jedyne co można by było urozmaicić lub zmienić to wokale które na jedna barwę są trochę męczące tym bardziej, że Uziel ma głos z pogranicza growlu a krzyczanych partii kojarzonych ze szczekaniem jednak trochę bez ciężaru i mocy. Nie jest to jakiś szczególny mankament, bo te 10 utworów stanowiących trochę ponad 32 minuty wchodzi równiutko bez zagrychy i jest na czym ucho odciąć i zawiesić.
Album ‘Psykhosis’ nie zaskakuje, nie rzuca na kolana, ale wystarczająco urywa łeb by mógł się znaleźć na półce obok Waszych brutalnych faworytów. Ze spokojem mozna dać Estończykom szansę i czekać co czwórka patologów wypluje ze swoich chorych trzewi za jakiś czas. Oby to ni było kolejne 6 lat przerwy, a z drugiej strony... 2 lata mijają i cisza. Pieprzyć to, ‘play’ i napierdalam raz jeszcze.

Necrocest ‘Prenatal Massacre’






















Self-released, album 2009

Już na wstępie zaznaczę, że no niektórym to się naprawdę chce i widać z działań które ograniczone niepowodzeniami nie skutkują w zawieszeniu zespołu lub rozwiązywaniu działalności, ale ewentualnie zmianom składu i do przodu. Po 15-stu latach działalności Angole wydają drugi album do tego jeszcze własnym sumptem. Co jeszcze bardziej cieszy w tym przypadku to fakt, że nie mamy do czynienia z Death Metalem jaki to jest popularny w tamtej części świata czyli z modnym Deathcore’em, tylko jest to prosty kop w mordę w Europejsko-Amerykańskim stylu. Mamy tutaj troszkę takiej klasyki brutalnych wyziewów rodem z Cannibal Corpse, do tego pobrzmiewają echa choćby pornocholików z Lividity z elementami Slam. Z Europejskiej strony wpływów dorzuciłbym tutaj w szczególności jeśli chodzi o melodykę gitar choćby w tytułowym utworze choćby Vomitory. Takie wytyczne, ale najważniejsze, że nie ma chłamu i ślicznych fryzurek na bok spedalonych chłoptasi hehe.
37 minut konkretnego napierdolu przelatuje bardzo szybko i mile dla ucha maniaków wygłodniałych rzeźni ale bez przesadzonej techniki, gdzie głowa sama się rwie do napieprzania. ‘Prenatal Massacre’ jest zdecydowanie albumem rytmicznym gdzie bardzo dużą rolę odgrywają świetnie zgrana współpraca gitar jak i sekcji rytmicznej zarówno pod względem aranżacyjnym jak i realizacji samego dźwięku. Doświadczymy blastów, podwójnych central, sporo rytmicznych tłumionych riffów, pingów, pauz z wypuszczaniem samego fragmentu struktury linii basu a przede wszystkim cholernego ciężaru który idąc w parze z fajnym ‘flowem’ kompozycji dodaje chwytliwości materiałowi. W całość jest wkomponowany i dobrze odwalony pod względem wyczucia fragmentów oraz barwy tonacji wokal prezentujący milusie oblicze niczym grzebanie w sokach waginy będącej pod wpływem chlamyldii hehe, bo oprócz głębokich growli które dominują na materiale w 80% to pozostałą część stanowią milutkie prosiaki które jak wiadomo w tak ‘trzodnej’ muzie są nizbędne.
Piątka Angoli nie odkryła nic nowego, nagrali materiał mało oryginalny ale na bardzo dobrym poziomie, wypełniony werwą, siłą i pieprzoną autentycznością. Po prostu tyle, a może aż tyle? Jedno wiem, mi wystarcza i z nieukrywaną chęcią posłucham raz jeszcze.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Formless Terror




01) Hell-o to all member of Formless Terror and you Slobodan. Tell me in the begining some facts from the band's history. How did it all started and what actually pushed you for form a Brutal Death Metal band?
It was in 2006,we were heavily influenced by the US brutal death metal scene, so we decided to create our own material. At that time the whole line up, except the drummer was in another band called Embryotomy playing old school death metal, but we wanted to try something more extreme so we started Formless Terror. A lot of gigs and festival performances so far, sharing the stage with names like Malevolent Creation, Krisiun, Sodom, Vital Remains and others. Three official releases, promo cd consisted of three songs, split cd called “Supreme Brutal Legion vol.3” and a full length “Sovereign Chaos Authority” released through Sevared Records.

02) Your origin is from Macedonia which I must say is not too much popular or known region as for metal Europe or even worldwide. Maybe we all do miss some facts from that scene so tell me how it is there? Is Macedonian scene well working and is just unknown outside its country?
A lot of cool bands over here, you can find some truly hardworking individuals, but the fact that this region is unknown worldwide, it’s because a lot of the bands are still working only in Macedonia. There are exceptions of course, but the majority are only focused locally, very little or not even trying at all to promote themselves outside the borders, so I guess the result is the situation that we are in now. But things are getting better these days.

03) If we are talking about metal scene in your country tell me how does it look like there to lead everyday life? What do you do beside playing in Formless Terror?
Busting our asses at work trying to survive the month, hanging out with friends getting wasted, going on shows, sometimes organizing shows for other bands, supporting the scene, standard stuff bro.

04) Tell me how does it look like with religion in your country. Did you have any problems with presenting your lyrics on stage or your album to be placed somewhere in the distro in your country? Just asking because I couldn't find any informations about it. Also why Greece is so against with the name of Macedonia?
Religion was not that big of a deal 20+ years ago, not only in our country but whole eastern Europe I think. With the fall of communism and proclaiming our independence in 1991, religion got big in people’s everyday life, Christians, Muslims, you name it and a lot of problems emerged from it, sometimes even resulting in war conflicts. About performing our lyrics on stage, we never had problems with that, cause religious groups are often corrupted assholes who are mostly interested in other activities, political and money related of course, also metal bands get zero media attention, so I don’t think we’re something that they would bother with, cause I don’t think they even know we exist. And about the name dispute with Greece, man I don’t even know where to start, it’s the biggest political stupidity that’s been going on like 20 years so far and still nothing is resolved. I don’t think it’s worth to even talk about in a metal interview.


05) Let me ask about the lyrics first. Does the concept of what we can see of the front cover and Satanism is used by you as a symbol of anti-christian beliefs, anty-religion in general or any of you follow Left Hand Path? What is your opinion about religion? Slavery for the masses?
There’s no certain message in the lyrics. The main inspiration is the universal laws of predator and pray, the will of the strong, transcended beyond the realms of earth and space. All of this presented through malevolent, mysterious and blasphemous anthems. And about religion, I can only say pure hypocrisy, global blindness of the masses, killing every free thought and feelings.

06) Then on the top of this how do you see the whole outcome of christian church? Well, there is no doubt that they forced with violence and oppression to make people belief in this pathetic zombie symbol on the cross. Isn't it the most ironic story of human history? That the religion which is offering mercy from god, love and paradise after death is guilty the most number of deaths? Not mentioning the priests and the pedophilia nowadays!!!
Just as I said, pure hypocrisy, the biggest money making, child molesting machine in the world…

07) 'Sovereign Chaos Authority' was released by Sevared Records which is hunting down very promissing brutal bands from all over the world. Tell me how did it happen that they offered you the deal? Was it just only for one album or should we expect more from this co-operation?
We were in contact with them since the split cd, but it took a long time for us to finish the material for the debut, so at the end we weren’t sure enough that they are gonna remember us, so we contacted other labels as well as Sevared, but on our surprise it turned out that they were still into our stuff so the final decision about signing the deal was easy to make. Sevared Records is well known in the death metal scene world wide, so it’s really great for us to be in the family and we’re more than happy with the results. Don’t know if we’ll stay with the same label for the second album, but if Sevared are willing to release it, we would gladly accept the offer.

08) What about live gigs and promotion of the debut album? Satisified with the work they did for you or maybe this part is in your hands? 
Concerts, tours, live performances is left to us, cause it’s hard for a label that’s on another continent to be a part of this.

09) The album is for me personally mixture of everything that is most important in Brutal Death Metal: it is extreme, blasting with slower parts, heavy as fuck, plenty of good technical aspects but also in some way reminds some old school catchy stuff especially in faster tremollo played riffs. Would you agree with my opinion? How long did it take to get the songs ready and how did you work on them?
Definitely, you nailed it pretty good. The material on our debut is mostly done by me, usually I come up with the main riffs and then together we create the final result. When it comes to creating it’s all about what I’m influenced at the moment. When we first started we were all into technical bands like Disgorge, Decrepith Birth and you can see that on the first recordings, but later on we wanted to put some groovy riffs also and you can spot that change on some of the songs like Immaculate Dominance Of Iniquity or Feeding The Necrovoid.

10) Also what would you point out as the most important parts of the album? Is it for you brutal guitar focused album or do you think that the balance between all the instruments plus vocals were perfectly formed as they should be?
Every aspect of the songs is important to us, we always make sure everything to be in balance, the guitar riffs need cool drumming and vocal patterns. When we started composing our own material we wanted every member to play his part equally, cause we don’t want to put out some mediocre bullshit, but something interesting and well played.


11) Do you think that Death Metal still has a lot to offer to the listeners or that maybe we are slowly approaching the point as it was in '90s when after the huge boom this genre went deep to underground. 
I think it still has a lot to offer, extreme music is boundless. When Reign in Blood came out people said that it can’t go further than that, then we got “Altars of Madness” people said the same thing. Today we have bands like Krisiun, Nile, Origin, Disavowed and many others who made a step further in death metal, so I don’t think the genre is washed out. New stuff is still gonna come out.

12) What do you think about bands like Viraemia or Entrails Eradicated where I think the compositions are just to show off how good the guys are playing with their instruments? Thousands of not needed riffs, not even a single main riff as a base around which the song is built, plastic and way too much clear sound makes this music kind of a funny. 
There was a period when I was a lot into bands like this, but it got boring with time. I’m an old school death metal fan and it can be heard on our material beside all the technical riffs.

13) Lets skip even more funny Deathcore bullshit with jumping bouys in their caps, tell me how do you see Black Metal scene? I think what we can observe there with plenty hordes which are really into what they do forming some subgenres it's a sheer amazing exprerience.
Never really followed the Black Metal scene, but our drummer and vocalist are really into it. Yeah, a lot of extreme material comes out from those bands, I know it was big in the mid 90ties, kinda slowed down these years.

14) Tell me about the inspirations for you personally and for Formless Terror, not only musicwise. 
The biggest inspiration is definitely the music I listen to throughout the day, it doesn’t necessarily need to be death metal, I listen to a lot of different genres these days, so I can find inspiration in almost everything. I’m also always interested with lyrics, if I dig the music of a band, immediately I’m searching for the lyrics to find out what they wanna say. It was the same when we started Formless Terror, we wanted the lyrics to be something creative, to be an important part of our music.

15) When can we expect another blasphemy of yours? Also tell me some plans for the future. What do you plan to do next?
Well the material for the second album is almost finished, so I hope it will come out by the end of the year, also planning a tour for support of our debut, so we’ll see how that goes.

16) That would be everything for now. Thank you for your time and last words are yours!
First of all big hail to you for the opportunity to spread our word and to everyone that supports us. Check us out on our facebook page for updates and if anyone’s interested in our debut album, you can order it through the band via formlessterror@yahoo.com or the Sevared Records online catalog. Keep supporting death metal!!!!!
Interview by Waldemar 04/2013

T.S.M.E.D. / Aryman / Decline ‘Całopalenie’






















Merciless Death Produktion / Death Dealers, split 2013

Współpraca tych oto powyżej wymienionych dwóch labeli zaowocowała w zgniliznę i wyrzygała plugastwo w postaci mirażu ohydy i bezwstydności bluźnierstwa nadając mu tytuł ‘Całopalenie’. Trzy Polskie hordy, trzy oblicza Black Metalu który ja ów wydawnictwo pokazuje ma wiele obliczy, fakt dokonany o jakim chyba nie warto sobie strzępić języka jeśli mowa o stylistyce i podgatunkach. Płyta została wydana w sposób skromny jednak treściwy i szczerze mówiąc ten ascetyzm jest jak najbardziej na miejscu w przypadku splitu o takim tytule. Moim zdaniem nie ma co tu wiele się rozwodzić i pisać wstępów które i tak blado wypadają względem prezentowanej muzyki, więc przechodzimy do konkretów, zespół po zespole.
Pierwszym prezentującym swoje możliwości jest T.S.M.E.D. który w trzech utworach zaczyna muzyczną pożywkę dla duszy tego wydawnictwa. Otóż horda pochodząca ze Świnoujścia będąca również nową twarzą w Polskim podziemiu z początkami sięgającymi 2011 roku sprawnie i konkretnie daje się poznać na ‘Całopaleniu’. Trzy utwory będące pod wpływem pod wpływem Szwedzkiej szkoły grania która to ukazuje się przede wszystkim w melodyce riffów które momentami przypominały mi monumentalne dokonania Setherial z ich debiutu. Z drugiej strony jednak to nie jest też tak, że zespół zatraca się tylko w tej stylistyce ponieważ sporo surowego grania które na tle blastującej perkusji wypluwa jad wprost w słuchacza, a do tego opętane wokalizy Michała robią spore wrażenie. Osobiście uważam, że T.S.M.E.D. powinien być obserwowany ze swoimi poczynaniami, bo coś mi mówi, że mogę niebawem nieźle namieszać w rodzimym podziemiu.
Kolejnym sonicznym bluźnierstwem jest pochodzący z Bielsko-Białej Aryman i jego cztery hymny śmierci, no powiedzmy trzy i trochę ponieważ utwór ‘Z Cmentarnych Klątw’ urywa się nawet nie w połowie i z bliżej mi nie znanych przyczyn brzmi to po prostu dupowato (3 minuty ciszy zanim swoją część zaczyna Decline), a poniekąd wiem, że nie był to zabieg celowy. Mniejsza już z tym chujowym szczegółem, bo muzyka sama w sobie zaskoczyła mnie niesamowicie, tym bardziej że jest to moje pierwsze starcie z twórczością Aryman. Po części podejrzewam, że przy wyborze na udział w tym splicie pomógł też fakt, że zarówno wokalista jak i gitarzysta są w Decline więc nie było problemów z współpracą. A co tutaj słychać? Brudny, szorstki i ohydny Black Metal pełen pogardy dla chrześcijańskich wartości jaki i życia samego w sobie, wielbiący śmierć i szerzący jej plagę. Materiał jest utrzymany w zarówno w szybkich jak i wolnych partiach, Aryman sprawdza się i nie ustępuje w żadnym z nich utrzymując wysoki poziom cholernej nienawiści poprzez swoje dźwięki. Dodatkowo sama chropowatość i brak polerki przy brzmieniu materiału czyni go świetną jakby drugą odsłoną, obliczem Black Metalu i wyróżnia go poza wiadomymi nasileniami odmienności w stylistyce aranżacji, właśnie od tego co muzycznie zaprezentował T.S.M.E.D.
Trzecią i ostatnią hordą jest bardzo dobrze znany w Polskim podziemiu i wspomniany już powyżej Decline z Tych. Materiał zaprezentowany przez nich jest ponownie inny od poprzednich oblicz które zostały nam ukazane przez poprzednie zespoły, emanujący przemocą, obłędem i seksizmem. Rozbawiła mnie notatka we wkładce w skrócie mówiąca, że jeśli ktoś poczuł się obrażony treścią przekazu muzyki Decline to znaczy, że dobrze wykonali swoją robotę. Wg mnie nikt przypadkowy nie sięgnie po ‘Całopalenie’ i dla przykładu ja zacieszam, że wszystkie wymienione wartości jak uprzedmiotowienie, fetyszyzm, niesmak, gwałt oraz wulgarność zostały ujęte w ich muzyce i to właśnie uważam za zajebiście wykonane zadanie. Co do samej muzyki Decline prezentuje już miksturę ohydnego Black i Death Metalu jednocześnie będąc najbardziej ciężko brzmiącą hordą na splicie. Po prostu pieprzona nienawiść i nie mam nic do dodania poza tym, że materiał jest bardzo dobrze dopracowany i kopiący bezpośrednio po mordzie.
Zanim usłyszałem pierwsze dźwięki otwierającego ten split utworu ‘Malleum Meleficarum’ autorstwa T.S.M.E.D., miałem w rękach flyera w którym padają słowa ‘Potrójne uderzenie z samego piekła! (...) Diabeł, Zło, Śmierć oraz Cierpienie!’ z którymi nie potrafię się nie zgodzić. W tych kilku wersach znajduje się kwintesencja opisująca co tak naprawdę możemy usłyszeć na ów 45-ciu minutach trwania ‘Całopalenia’. Z mojej strony to tyle, zachęcam do zakupu ów ścierwa bo poziom nieświętości wysoki czyli innymi słowy, warto.

Suffocation ‘Pinnacle Of Bedlam’






















Nuclear Blast, album 2013

Przyszedł wreszcie czas na kilka słów odnośnie ostatniego materiału Amerykańskiej legendy pionierów Death Metalu, czyli Suffocation. 7-my album zatytułowany ‘Pinnacle Of Bedlam’ zapewne zadowoli starych wyjadaczy którzy przez wiele lat bacznie śledzą poczynania swoich ulubieńców, a zapewne i jakaś garstka młodzieży do fanów dołączy wykupując mp3 lub je po prostu ściągając zapychając twardy dysk. Nie będę wdawał sie tu w polemikę słuszności ów działań, bo ci z Was którzy czasem tu zaglądają moje zdanie na ten temat znają aż za dobrze, tak więc przejdźmy do dania dnia czyli najnowszej produkcji Suffocation.
Pomijam już rewelacyjną szatę graficzną w którą mogę się wpatrywać godzinami i podziwiać szczegóły, to zacznę trochę od dupy strony, bo chcę przede wszystkim wskazać na różnice jakie już przykuły moją uwagę przy pierwszym utworze płyty. Otóż, jak wiadomo do zespołu powrócił Dave Curloss (krótki epizod na ep’ce ‘Despise the Sun’), były bębniarz Malevolent Creation zastępując wieloletnią posadę Mike’a Smith’a którzy również grał w Suffocation z przerwą i nie zaliczył sesji nagraniowej ‘Pierced From Within’ oraz ep’ki ‘Despise the Sun’. Ta zmiana daje się juz słyszeć w zupełnie innym podejściu do rytmiki, gdzieś zniknęła ta surowa energia jaką oferował Smith a jaka była na przestrzeni lat rozpoznawalna, jednak z drugiej strony Curloss wcale nie odstaje poziomem gry od w/wym. i świetnie sobie radzi, rzekłbym nawet że Suffocation przyśpieszyli, a centrale zgęstniały zarówno jak i przejścia łączące riffy. A co z resztą? W przypadku tego zespołu to jest pieprzona retoryka, bo jest bardzo technicznie, ale zarazem ten cholerny flow jak zawsze wyczuwalny i morda sama się cieszy w pełni z tego z czym jest mi dane obcować. Panowie Hobbs i Marchais rozdzierają swoje gitary, bez chwili wytchnienia nawałnica wszelakich możliwości toczy się niczym bezlitosne chlastanie maczetą w slasher horrorach plus bajeczne solóweczki genialnie pomyślane na tyle że agresja przeplata się z finezją, Boyer na basie nie ustępuje ani na krok z tym tylko szkopułem że jego rola tutaj jest raczej graniem pod to co ustaliły uprzednio w aranżach gitary i Frank! Kurwa, jeden z najlepszych wokalistów sceny Death Metalowej na świecie wszech czasów! Jego rozpoznawalny growl, potężny a jednocześnie zrozumiale akcentujący wszystkie teksty po prostu przeprowadza istną lobotomię w mojej głowie! Na zakończenie chłopaki zaserwowali małą gratkę, bo odświeżyli i ponownie nagrali otwierający utwór z albumu ‘Breeding the Spawn’!
Zakończenie... co tu wiele pisać, zajebisty album w całości. Nazwa sama w sobie stanowi już rekomendację i nie są to czcze słowa, bo w przypadku Suffocation nikt nie jest w stanie się zawieść; żyjąca legenda, pieprzeni bogowie. Amen.

Kingdom ‘Morbid Priest of Supreme Blasphemy’






















Hellthrasher Productions, album 2013

Drugie wydawnictwo Polskich bluźnierców z Płocka (nie licząc Ep’ki ‘Temple of Death’ która ukazała się pomiędzy albumami) nie pozostawiło cienia wątpliwości, że panowie wiedzą jak przypierdolić z archaicznym Death Metalem. Granie tego typu nie wnosi absolutnie nic nowego do gatunku, jednak nie w tym rzecz, bo piekielny łomot jaki serwuje nam Kingdom jest wart każdej pojedynczej minuty spędzonej z tym materiałem. Tak więc pora na trochę szczegółów zawartości tego krążka.
Stylistyka Kingdom jest osadzona głęboko w Szwedzkich korzeniach typowego old schoola z początku lat ‘90tych (debiut Grave czy choćby odegrany cover Nihilist) a nawet i przed, do tego proponowałbym zagłębić się w ten sam okres czasowy ale przenieść się do Finlandii (Abhorrence) lub smolisty ciężar riffów zaczerpnięty z takich smolistych tworów jak Amerykański Incantation. Ciekawym zabiegiem jest fakt, że muzyka nie galopuje w zatrważającym tempie do przodu, jest bardzo wyważona, potęguje diabelski klimat, momentami nawet zahaczając o klimaty Doom/Death jak choćby w utworze ‘Morbid Priest’. Materiał przypomina swą zawartością jakby ktoś zatrzymał czas ponad dwadzieścia lat temu zarówno od strony aranżacyjnej jak i nie dopieszczania realizowanego dźwięku który pozostaje owszem chamski, toporny i wulgarny jednak triggerowane centralki słychać, ale ja się tam czepiać nie będę hehe. Dodatkowym atutem są wokale Lewana, które nie są ani to typowymi growlami czy krzykami tylko chorobliwymi szeptami, pomrukami które w swojej barwie i sposobie wykorzystania momentami przywodzą na myśl Beherit. Patrząc jednak całościowo na zabiegi wokalne na ‘Morbid Priest of Supreme Blasphemy’ obcujemy z necro growlami, tak bym to najłatwiej określił. Materiał posiada jak już wspomniałem zróżnicowane pod względem tempa kompozycje, gitary jednak, o których jeszcze słów kilka, w większości bazują na tremolo riffach w których pojawiają się chaotyczne solówki, wspomagane dynamiczną sekcja rytmiczna w tle.
Materiał Kingdom jak najbardziej jest wart wydania tych paru złotych i chociażby odżałowania sobie durnych kilku piw, no chociaż zimna piana znowu taka głupia nie jest hehe. Czas więc pogodzić obie racje i wypić przy nieświętnych i wzgradliwych dla boga dźwiękach Kingdom przeglądając wkładkę albumu, a przy okazji pić juz 3cie piwko. 

Scent of Death ‘Of Martyr's Agony And Hate’





















Pathologically Explicit Records, album 2012

Tak więc po 15stu latach istnienia doczekaliśmy się drugiego albumu Hiszpanów, który w porównaniu do debiutanckiego longa jest cholernie dojrzałym wydawnictwem. Gdy dostałem ten krążek od chłopaków ciężko było mi się zabrać za to by sklecić kilka zdań o nim na komputerze, bowiem wiadomo, że łatwiej jest machać łbem i radować się z tak zajebistego albumu niż przynudzać się w tzw. intelektualną paplaninę ‘niby eksperta’ hehe. Otóż, krążek ten od około tygodnia towarzyszy mi dzień w dzień w drodze do pracy gdzie celowo spowalniam kroku nawet ryzykując spóźnienie, a to po by móc jeszcze cholera kilka wzorcowych riffów usłyszeć które pięknie rozpieprzą mi czaszkę zanim wkroczę w burdel zwany pracą.
Tak jak debiut można śmiało nazwać raptem przyzwoitym materiałem w poletku Death Metalu tak dwójeczka Galicjan jest czymś czego nawet zespoły mainstreamu by się w życiu nie powstydziły, a mogą nawet i pozazdrościć. Scent Of Death prezentuje miksturę technicznego Death Metalu gdzie moc riffów rodem z Florydy przeplata się z Europejskim graniem blastów. Na ‘Of Martyrs Agony’s And Hate’ odnajdziemy bez problemu echa takich zespołów jak weterani z Suffocation, Hate Eternal, dusznego klimatu Immolation oraz rzeźnickiego katowania rodem Severe Torture. Wrzućcie całość ów wariancji do jednej maszynki na surowe mięso, dorzućcie wyszukane pełne harmonii i pięknej melodyki solówek, całą tonę polotu w płynności kompozycji i pomimo braku nacisku na niski ton brzmienia gitar, cholernego ciężaru aranży, w szczególności wolniejszych utworów jak ‘Ego et Provoco’. Większość materiału zawartego ‘Of Martyrs Agony’s And Hate’ oscyluje w szybkich blastujących partiach, technika dominuje w każdym pojedynczym takcie albumu jednak jest na tyle podana w dostępny sposób, że kompletnie nie ma tutaj mowy o stawaniu na głowie dupą w bok by zrozumieć co się tu dzieje; nie oznacza to, że Hiszpanie poszli na łatwiznę by zdobyć grono odbiorców którzy nie maja pojęcia o muzyce, o nie! Idealny sposób na znalezienie balansu pomiędzy przepaścią przekombinowania i nudy w gonitwie na riffach a twardym stąpaniem po gruncie z kurewsko mocnym materiałem który wg mnie powinien zdobyć rzesze maniaków pełnych oddania kunsztowi tych dźwięków. Na koniec dodam, że zabieg wysunięcia wokali na przody wraz z centralkami dał piorunujące wrażenie, album zyskuje dodatkowego ‘kopa’ i wali po mordzie z siłą niszczycielskiego tsunami.
Scent Of Death nagrał bardzo dobry album, który jeśli ich rodacy z Pathologically Explicit Records wypromują należycie to o zespole będzie można jeszcze sporo dobrego usłyszeć. Póki co z mojej strony najwyższa rekomendacja dla tych którzy kochają technikę, ciężar i brutalną nawałnicę dźwięków połączoną z zajebistymi gitarowymi solówkami, growlami i krzykami. Życzę chłopakom jak najlepiej, niebawem wywiad, a teraz przysłowiowe ‘amen’ i wciskam ponownie ‘Play’. 

Pure Evil ‘As Blood Turns Black, Mankind Shall Drown In Despair’





















Hammer Of Hate, album 2012


Trzeci album multi instrumentalisty Nieminen’a znanego także po pseudonimem Kryth to konkretny albym pełen przemyslanych aranżacji, Black Metalu w którym nadal pojawiają się echa nieświętego gatunku Death tym razem zrzuconego zupełnie w tło. Kryth jak wiadomo znany jest także z Musta Kappeli oraz Korgonthurus i jakby nad tym sie zastanowić to zajebiście łatwo stanąć po tej stronie gdzie ja i pisać słowa krytyki lub pochwały dla Pure Evil, bo przecież gość jest uzdolniony, sam nagrywa i komponuje całość a przy okazji oddaje się swoim czterem innym zespołom mniej lub bardziej prężnie działającym. I za to już należy się olbrzymi szacunek, za oddanie i życie jakie poświęca by tworzyć m.in. tak cuchnące śmiercią i bezgranicznie opętane albumy o którym kilka słów poniżej.
Musze przyznać, że tytuł albumu Fina ‘As Blood Turns Black, Mankind Shall Drown In Despair’ pasuje idealnie do zawartości muzycznej. W 5-ciu kompozycjach plus intrze które jest krótkim trochę ponad dwu minutowym instrumentalnym utworem zawarte są zaiste słowa przemiany krwi w czerń a ludzkość w następstwie pogrąży się w rozpaczy; symbolika aż nader wymowna. Black Metal jaki prezentuje Pure Evil w większości jest nastawiony na średnie tempa, jednak nie brakuje zarówno i blastów lub idąc odwrotnością, mamy tutaj mizantropijną nutę, ponurą, wręcz pogrążoną w tytułowej rozpaczy jak to ma miejsce w przypadku ‘Blood Turns Black’. Utwory są rozbudowane klimatem dzięki partiom gitar raz melodyjnych raz ostrych, powtarzalność riffów i patentów jest jak najbardziej zauważalna co wcale nie stanowi problemu, aranżacje nie wieją nudą, a wręcz przeciwnie przyciągają, hipnotyzują swą aurą, nawet te trwające ponad 11-ście minut. Sporym atutem są wokale Kryth’a bazujące na BM screamo jednak mające w sobie też coś z growli co w efekcie finalnym daje groźne pomruki, dające wrażenie jakby jego głos wydobywał się gdzieś z oddali. Czuć w nich wypluwane z siłą demonicznego opętania Zło, Czyste Zło; gościnnie w jednym z utworów wspomógł Kryth’a Molestor Kadotus znany z Anal Blasphemy a zarazem szef Hammer Of Hate. Wracając jeszcze na moment do muzyki to w szczególności średnie tempa kojarzą z Fińskimi potęgami i ich mocą przekazu jak Horna czy nawet Behexen, gdzie słuchacza aż wbija w siedzisko z otwartymi ustami w podziwie pieprzonego majestatu.
Pure Evil nie jest tworem który zawładnie i zatrzęśnie światowym podziemiem Black Metalu, ale nie wątpię że swoje grono fanatyków ma, bo kontemplować te dźwięki to wręcz obowiązek: świece, alkohol i Black Metal wiejący chłodem i Złem. Moje stanowcze ‘tak!’

niedziela, 17 marca 2013

Exitium



01) Witaj Abazus. Na początek tradycyjnie, kilka słów odnośnie historii projektu Exitium, a potem zaczynamy konkretne odpytywanie hehe.
Witaj Waldek. Co do historii Exitium nie będe się rozpisywał.Projekt powstał w styczniu 2012. W lutym tego samego roku nagrałem pierwszy materiał zatytułowany "Odium" oraz pierwszy teleldysk. W lipcu 2012 nagrałem kolejny materiał "Land" .W oczekiwaniu na mastering porozsyłałem wersję roboczą do kilku wytwórni muzycznych. Dostałem propozycję od TOD Production. Byli chętni wydaniem "Land". Niestety pewne studio które miało zmiksować i zmasterować album przywaliło (bardzo grzecznie mówiąc) w chuja. 

02) Exitium porusza się stricte w klimatach fantasy zarówno jeśli mowa o otoczce warstwy tekstowej jak i muzycznej. Skupmy sie wpierw na pierwszym elemencie który nie tylko jest widoczny w Exitium ale istnieje przecież przede wszystkim jako osobny gatunek w literaturze ale też zaczyna być prężną częścią branży filmowej. Powiedz zatem jak odnosisz się zarówno do książek i produkcji filmowych fantasy?
Moja przygoda z literaturą fantasy zaczęła się dawno temu, kiedy to wszystko co teraz się z tym dzieje nie było tak komercyjne jak teraz. Książki Tolkiena nie były wtedy tak dostępne jak teraz a już nie było mowy o ich zakupie. Miałem o tyle dobrze, że moja ciotka pracowała w bibliotece dla nauczycieli i ściągnęła cała trylogie z Krakowa. Niestety miałem jedynie na tydzień wypożyczone książki więc zarywałem noce, nie tyle by zdarzyć (choć na początku tak było) ale pochłonęły mnie na dobre do tego stopnia, że w wieku 16 czy 17 lat przez 3 tygodnie sam napisałem swoją czterdziesto pare stronicowe opowiadanie fantasy. Jako, że w tedy mało kto miał komputer, więc dałem kumplowi aby mi przepisał i ... chuj do dzis ani książki ani moich "ręcznych notatników". Może w przyszłości wrócę do tego pomysłu. Zobaczymy. Co do filmów hmm ciężki temat. Wiesz, w trakcie czytania powieści każdemu w głowie rodzi się obraz z którym przegrywa nawet najlepiej nagrany film.

03) Ostatnio również sporym zainteresowaniem cieszy się szeroko pojęta polska fantastyka a persony jak Pilipiuk, Ćwiek, Foryś, Dębski, Kossakowska, Kozak czy Piekara to wręcz ikony wspaniałych godzin spędzonych z książką. Czytasz coś z powyższych czy raczej skupiasz swoją uwagę wyłącznie na muzyce?
Dużo słyszałem na temat polskiej literatury fantasy i jeszcze więcej razy zabieram się za zapoznanie z nią. Bardzo mało wiem o niej, kiedyś nadrobię...

04) Ok, ostatnie pytanie o literaturę, a klasyk jak Pratchett czy znany każdemu Tolkien?
Co do Tolkiena to na pewno lider w literaturze fantasy, szkoda że w dzisiejszych czasach Toliena uważa się za reżysera "Władca Pierścieni" heheheh bo i takie zdania słyszałem. Co do Terrego Pratchetta to według mnie wydał dwie pozycje bardzo dobre natomiast na pewno nie zrobił na mnie aż takiego wrażenia jak J.R.R 

05) Twój debiutancki materiał nosi nazwę ‘Land’, możesz wyjaśnić o jaką krainę chodzi?
Debiutancki album nosi nazwę "Odium". "Land" to drugi materiał chociaż od drugiego materiału Exitium podążył nową ścieżką. Tak jak pisałem wcześniej każdy w trakcie czytania książki ma swoją wizję, swój obraz. "Land" to moja wizja która zbierała się od dłuższego czasu gdzieś w mojej głowie. Kiedyś wziąłem gitarę i ku mojemu zdziwieniu po 3 dniach miałem nagrane już gitary, klawisze i kotły. W sumie w 4 dni materiał był stworzony i nagrany.

06) Równocześnie każdy z utworów nosi nazwy które wg mnie zostały nadane wg Ciebie światu który wykreowałeś na potrzeby własnej twórczości muzycznej. Pytanie a zarazem prośba o rozwinięcie szczegółowe nazw każdego z utworów z osobna.
Powiem tak: Wolałbym aby każdy z słuchaczy sam doznał wizji zawartych na "Land". Myślę, że sprawa każdego z osobna, niechciałbym nikomu świadomie czy nieświadomie niszczyć wizji tak jak w przypadku filmów Petera Jacksona

07) Teraz kwestia bardziej techniczna samego procesu pisania muzyki, jakie są większe atuty tego, że tworzysz całość materiału samemu? Zastanawiałeś się może aby w przyszłości wykorzystać również prawdziwego perkusistę zamiast automatu?
Wiesz gram od ponad 17 lat, czy to w solowych projektach czy pełnoskładowych bandach i wierz mi samemu lepiej się tworzy. Nikt nie wpieprza się, mam w 100 % kontrolę nad muzyką. Co do prawdziwej perkusji to owszem , już od dłuższego czasu nosi mnie z zamiarem zakupu tego instrumentu, kiedy fundusze mi na to pozwolą na pewno zrobię ten krok. Co prawda na "garach" zbyt dużo nie grałem ale poradziłbym sobie.

08) Muzyka sama w sobie to połączenie Black Metalowych struktur gitarowych z wokalnym screamo charakterystycznym w tym gatunku. Dodatkowo nie boisz się używać ogromu klawiszy, a automat perkusyjny często jest zaprogramowany niczym pompatyczne pieśni nawołujące do odwagi w wielkich bitwach. Skojarzenia niosą się same na usta, ale o tym w kolejnym pytaniu. Co wg Ciebie jest unikalnego w tym co tworzysz, w jaki sposób wizja którą posiadasz w sobie staje się ‘materialna’ w formie dźwięków?
Odkąd powstała muzyka było wiadomo, że jest odzwierciedleniem odczuć, uczuć czy jakichś innych doznaniach. Kiedy rodzią się we mnie pewne wizje przelewam je na muzykę. A co jest w tym unikalne? Hmmm odpowiem Ci to samo co Frantz-E Petiteau (francuski pisarz), który pisze książke "Metal and Fantasy" (dla Exitium także będzie miejsce w jego wydawnictwie). Zapytał mnie jak bym zareklamował Exitium. Moja odpowiedź była: Nie będę reklamował swojej muzyki kto chce nie słucha kto nie to nie. Dla mnie jest to unikalne bo to moje. Dla niektórych też, świadczą o tym ogladalność i liczba fanów chociażby na Facebooku


09) Skoro już wspomniałem to muszę hehe. Nie da się ukryć, że olbrzymią inspiracją dla Twojej twórczości jest Austriacki Summoning, stąd i pytanie, co wg Ciebie stanowi o różnicach w muzyce Exitium a Summoning? Jakie inne zespoły jeszcze Ciebie inspirują w przypadku twórczości Exitium?
Nie jest tak, że wzoruję się na Summoning. Pomysł takiej wizji muzycznej zrodził się już bardzo dawno temu, a dokładnie w roku 1995 kiedy założyłem pierwszy projekt pod nazwą Ladros. Wtedy były inne czasy więc nie mogłem pozwolić sobie na zrealizowaniu mojego pomysłu w 100 %, więc Ladros stał się projektem klawiszowym, który zyskał uznanie w podziemiu. Muzyke Ladros puszczano nawet w kilku radiach co dla mnie wtedy 15-letnie młodego człowieka było niezwykłym osiągnięciem. W tych czasach nie puszczano tak muzyki mało znanych czy w ogóle nieznanych bandów. Dziś jest to bardzo ułatwione. Wracając do pytania pomysł na taką muzykę zrodził się dużo wcześniej, chociaż było by kłamstwem gdybym powiedział, że Summoning nie odbił się znacząco dla mnie i mojej muzyki.

10) Muzyka na ‘Land’ zdecydowanie nie jest skierowana do radykałów i ortodoksów, ale było by też zniewagą zaliczyć ją do tej łatwej i rozrywkowej. Gdzie wg Ciebie jest miejsce dla Exitium na scenie undergroundowej? Kto będzie jego potencjalnym odbiorcą?
Z tego co zaobserwowałem muzyka Exitium trafia do wszystkich nie ma znaczenia czy ktoś słucha black, death czy innego odłamu metalu. Owszem trafiają się osoby dla których Exitium to totalne gówno, ale jak wiadomo każdy ma prawo do swoich wypowiedzi.Nie zamierzam nikomu wciskać na siłę obrazu muzycznego Exitium. Wyjątkiem jest moja kobieta, której puszczam każdy nowo nagrany utwór czy chce słuchać czy nie hehehe. A czy jest miejsce dla Exitium na scenie undergroundowej?Myślę, że już znalazło się. Myślę, iż nowy materiał wzniesie Exitium wyżej.

11) Powstał także klip do jednego z utworów, który można zobaczyć na youtube. Powiedz mi jak oceniasz swoją pracę jeśli chodzi o produkcję tego klipu oraz czego możemy sie spodziewać w tej materii w niedalekiej przyszłości? Pojawią się kolejne?
Wiesz, jeśli chodzi o clip wydaję mi się, że wyszedł ok. Dziś pewnie zrobiłbym go nieco inaczej, ale osobiście mi się podoba. Ciężko jest nagrać teledysk gdy robię za reżysera, kamerzystę, montera itd. Sam zrobiłem go od a do z zresztą jak wszystkie moje clipy. Cały teledysk został nagrany telefonem komórkowym więc i tak wyszło ok jak wspominałem. Kolejne clipy na pewno będą ale to przy wydaniu nowego albumu, prawdopodobnie jeszcze w tym roku.

12) Powiedz coś bliżej odnośnie samej produkcji i finalnych miksów oraz kto zajął się oprawą graficzną płyty? Skąd pochodzą zaczerpnięte obrazy? Pamiętam, że wspominałeś o problemach z produkcją samego krążka, bo kto spieprzył termin czy odmówił masteringu?
"Land" pierwotnie miał wydać TOD production, niestety przez studio które było odpowiedzialne za miks i mastering wytwórnia podziękowała za wydanie, gdyż w terminie nie wysłałem gotowej płyty. Studio Kola a raczej właściciel, którego znam parę lat już zbywał mnie w terminach. Raz twierdził, że miksy już skończył raz, że płyte wysłał do przyjaciela, który zrobi master, potem że w Rzeszowie razem z akustykiem Kat kończy master. I tak minęło ponad 8 miesięcy. Więc wytwórnia już nie chciała czekać, prawdopodobnie myśleli, że sam coś ściemniam. Do dziś mi samemu trudno w to uwierzyć, że można coś takiego komukolwiek zrobić, no ale człowiek na błędach się uczy. Oprawą graficzną sam się zająłem i tutaj też były niemiłe niespodzianki. Zleciłem wydruk w Polsce digipacków, które zaginęły na poczcie na około 5 tyg, na szczęście przesyłka się znalazła.

13) Jak zajmujesz się promowaniem płyty? Gdzie można ją dostać i czy oprócz samej muzyki są gotowe już jakieś gadżety?
Płytę można kupić na mojej stronie www.exitium.pl jak również bluzy, koszulki itd.

14) Myślałeś nad rozwiązaniem kwestii koncertów w przyszłości? Na chwilę obecna jest to rzecz jasna niemożliwe, ale stanąć na deskach sceny z własnym materiałem to przecież rzecz niezastąpiona, nawet dla choćby 30-50 ludzi.
Z taką muzyką jaką reprezentuje Exitium zgodziłbym się tylko na koncert w plenerze, nie w jakiejś zadymionej sali gdzie 15 latki narąbane 2 piwami rzygają pod sceną. Kiedyś grałem koncerty czy to w Thetragon, Wintermoon, Ladros, In the Doriath czy Ardor i przyznam czasami jest chęć powrotu na deski, no ale jeśli chodzi o koncert Exitium tak jak powiedziałem zgodziłbym się tylko i wyłącznie na jakiś klimatyczny gig. 

15) Plany na najbliższą i tą dalszą przyszłość?
W tym roku powinienem nagrać nowy materiał na który czeka Metal Blade Records, ale na razie nic nie mogę więcej powiedzieć na ten temat. Jeśli ktoś chce posłuchać Exitium zapraszam na www.exitium.pl. Poza tym jak wspominałem francuski pisarz Frantz-E Petiteau pisze właśnie książkę "Metal and Fantasy"gdzie znajdzie się miejsce także dla Exitium. Wydawcą jest CAMION BLANC i ma się ukazać w kilku językach.

16) Dzięki wielkie za Twój czas Abazus i ostatnie słowa należą do Ciebie! Co do Diabolic Stench pogadamy przy okazji wydania materiału. A teraz ‘fuck off god’ i powodzenia z Exitium.
Dzieki Waldek za zainteresowanie Exitium i wsparcie. Oczekujcie nowe pozycje Diabolic Stench oraz Exitium. Hail!!!

interview by Waldemar March 2013

Defeated Sanity ‘Passages Into Deformity’























Willowtip, album 2013

Na początku lutego ukazał się kolejny album który można już zapisać w historii Brutalnego Death Metalu jako istną masakrę. To co Niemcy zrobili na swoim czwartym albumie jest szalenie bogatym kompozycyjnie materiałem, który pomimo swej intensywności i zawiłości oraz wymogu skupienia uwagi słuchacza co się dzieje w trakcie 37miu minut trwania materiału, jest bardzo spójnym i cholernie inteligentnym graniem wbrew pozorom tego jaki hałas a nawet momentami zdawało by się improwizację techniczną możemy usłyszeć. ‘Passages Into Deformity’ udowadnia, że wciąż przed nami lata świetności muzyki ekstremalnej, a jest jeszcze wiele do pokazania i odkrycia, ale przejdźmy do konkretów poniżej.
Ostatni album jak do tej pory Defeated Sanity (cholera, nazwa zespołu pasuje wręcz idealnie pod stylistykę i to co tworzą, bo jest to tak rozwalająca muzyka, że z Rozsądkiem nie ma za wiele wspólnego hehe) pokazał kolejny krok naprzód w utworach Niemców i tego w jaki sposób postrzegają swój kompozycyjny rozmach. Nie da się ukryć, że forma Brutal Death Metalu ukazana na ‘Passages Into Deformity’ to już nie tylko czystej maści ‘pokręcony’ Death Metal, ale cholerna pieprzona wirtuozja, często zahaczające o Jazz. Oni nie boją się wykorzystać załamań temp, które czasem brzmią jakby nie potrafili się zgrać lub takiego nawału dźwięków, że łeb aż kipi próbując ogarnąć chociaż część tego co słyszy. Do tego bajeczne solówki i niech mi ktoś powie gdzie w takiej stylistyce jaką znamy np z albumów amerykańskiego Disgorge wcisnąć sola gitarowe? Niemożliwe? No to brać się za Niemców i to już! Zostają tu także wykorzystane spore ilości partii zwolnień Slam’owych jednak nie jest to regułą (na tym albumie nie ma reguł skoro juz o tym mowa) by każdy z utworów posiadał obowiązkowego breakdown’a czy choćby kilka przejść w wolną rytmikę. Oprócz wychwalania aranży gitarowych należy wspomnieć też o niesamowitości pracy jaką wkłada tu sekcja rytmiczna w pełen obraz płyty. Polot, przekrój całokształtu i nazwijmy to górnolotnie, po prostu umiejętności są tutaj kluczem do tak skomasowanej brutalności! Nad wszystkim, niczym wspólny mianownik do ów choróbska, panuje wokal, niski growl który wprawia w pożądaną monotonię, że dosłownie nie można się od nagrania oderwać.
Niemcy kolejny raz udowodnili, że są w formie o jakiej wielu może im pozazdrościć. Tak więc podsumowując powyższe wypociny, próbę opisania majstersztyku ‘Passages Into Deformity’ mogę tylko dodać, dodatkowym atutem jest okładka autorstwa T.Egawy która po prostu zabija, a dla tych co lubią pooglądać wywiady, popatrzeć jak chłopaki nagrywali ów album została załączona płytka dvd właśnie z takim materiałem.

Into Darkness ‘Into Darkness’























Hellthrasher Productions, demo 2012

Debiutanckie demo Włoskiego Into Dakrness po prostu mnie zszokowało! Przeglądając katalog Bartka z Hellthrasher Prod., zobaczyłem że wydał ich właśnie na krążku więc udałem się szybko na odsłuch na yt by sprawdzić czy mój spatrzony już do reszty gust muzyczny obejmie i potwierdzi to czego się spodziewałem po ów 25ciu minutach muzyki. Pierwszy riff (nie pamiętam dokładnie który utwór otworzyłem jako pierwszy) i zostałem dosłownie zmieciony z krzesła! Potężnie, ciężko i totalnie w ryja!
Cztery utwory jakie zaprezentowała mieszana płcią ekipa z kraju makaronu i pizzy to jeden z najbardziej doskonałych debiutów, na dodatek demo, jeżeli mówimy o old schoolowym Death / Doom Metalu. Od razu tłumaczę by ktoś przypadkiem etykiety Doom nie zestawił w połączeniu z płaczliwymi ciotami których muzyka jest tak porywająca jak bluzeczki z rękawami zakończonymi falbankami i misterium parodii nocy rodem: wkładamy plastikowe kły na zęby i oto ja wampir jak świnia z zagrody pana Andrzeja. Wracając jednak do rzeczy, ‘Into Dakrness’ to kolaboracja agresji, siary piekielnej i ciężaru niczym dupy Grycanek na walnym zgromadzeniu miłośników pierdzenia. Dobra, koniec żartów! Jak już mówiłem są to 4ry utwory które po prostu nie pozwolą wam na chwilę oddechu w zachwytach nad smolistością atmosfery jak i olbrzymią ciężkością brzmienia objawiającą się też w ponurych wolnych tempach które to są z kolei idealnie przeplatane z szybszymi a i nawet blastującymi partiami. Sądzę, że porównanie lub zestawienie ich twórczości (pomimo młodego stażu pod tym szyldem) w jednym rzędzie z takimi tuzami których wpływy słychać tutaj ‘gołym uchem’ jak Incantation (gdyby pominąć brzmienie), Asphyx, Disma. Jednak nie rzecz w tym z czego dwie kobietki i koleś czerpią, ale właśnie chodzi o to rozmach zniszczenia jakie sieją w swoich nawiedzonych do bólu riffach pod które podpięta jest astralna wizja zniszczeń i najróżniejszych kolizji kosmicznych opowiedziana zajebistym wręcz growlem kobiety ukrywającej się pod pseudonimem Doomed Warrior.
Szczerze mówiąc mamy do czynienia z bardzo dobrą produkcją, muzycznymi aranżacjami, wyjątkową wręcz dusznością a nawet klaustorofobicznym dźwiękiem! Materiał dla prawdziwych fanatyków old schoolowych materiałów! Po prostu warte wydania każdej kasy! Aha, jeszcze jedno, miejcie na nich oczy i uszy szeroko otwarte bo jestem pewien, że za niedługo zawładną jeszcze większą ilością umysłów maniaków, takich jak wy!

Summoning ‘Oath Bound’






















Napalm Records, album 2006

Po wyczytaniu gdzieś całkiem niedawno, że nowy album jest w powijakach i ma się pojawić najprawdopodobniej jeszcze tego roku, postanowiłem opisać ostatni album Austriaków, który jak i podobnie z całością dyskografii należy do ligii do której bardzo często się wraca w celach relaksacyjno rozprężających, gdy człowiek jest żądny epickiej muzyki na odpowiednim poziomie, bez jakiejkolwiek żenady.
Każdy zapewne, bo nie wierzę by mogło być inaczej, miał styczność z twórczością Summoning w mniejszym lub większym stopniu, więc chociażby pobieżnie wiecie czego można się spodziewać po ich albumach. Styl który rozwijali i udoskonalali z płyty na płytę począwszy od ‘Lugburz’ który był zdecydowanie albumem Black Metalowym w którym pojawiały się ewentualne zarysy epickości w kierunku jakiej podążył na późniejszych nagraniach Silenius z Protectorem tym samym rezygnując z usług Trifixiona, zaczynając korzystać po dziś dzień z automatu perkusyjnego. Dla jednym takie rozwiązanie jest nie do przyjęcia, jednak moim zdaniem w stylistyce w jakiej porusza się Summoning, stylu jaki sobie wypracowali na przestrzeni lat, automat perkusyjny sprawdza się jak najbardziej i pełni tu funkcje nadawania motoryki właśnie ów patosowi. Kompozycje są rozbudowane, bo 8siem utworów trwa prawie 70siąt minut co juz pokazuje z jak rozbudowana wizją będziemy mieli okazje podjąć ‘walkę’. Dodatkowo cała otoczka podparta Tolkienowskim klimatem, co w efekcie z ów folkowymi naleciałościami (nazwijmy to w uproszczeniu folkiem) kreuje wręcz hipnotyczna aurę, podniosłą czyniąc tym samym każdy utwór hymnem samym w sobie. Tak jak jeszcze w pierwszej fazie dokonań Summoning utwory choćby na ‘Minas Morgul’ były bardzo gitarowe a klawisze tylko je wspomagały, tak z czasem uległo to zmianie i jest prawie że odwrotnie. Czy to źle? Nie mi oceniać drogę jaką obrał zespół, jednak jeśli zależało im na wydobyciu potęgi podniosłości, ubrania jej we wręcz namacalne szaty świata literatury Tolkiena i ukazania jej od mrocznej strony. Wokalnie również są zauważalne zmiany na przestrzeni lat istnienia projektu bo od chaotycznych wrzasków na ‘jedynce’ po dzisiejsze eksperymenty z czystymi wokalami, chórami, do oczywistego pozostawienia formy screamo.
Generalnie rzecz ujmując, na tej płycie nic człowieka nie dziwi, bo jesteśmy od początku poprzez renomę uświadomieni czego oczekujemy po albumie nagranym pod szyldem Summoning. Jednakże, każdy z albumów z osobna a i w tym ‘Oath Bound’ stanowią fantastyczną wyprawę po świecie jaki znamy jeśli nie z książek to chociażby z filmów Petera Jacksona (chwytać za książki cholery jedne hehe). Album rewelacyjny, koniec.

niedziela, 3 marca 2013

Formless Terror ‘Sovereign Chaos Authority’






















Sevared Records, album 2011

Debiutancki album Macedońskiego tworu Formless Terror to 25 minut bardzo dobrego brutalnego napierdolu który to spokojnie można nazwać Death Metalem. 9 utworów które oscylują gdzieś w pobliżu długości trwania bliskiej 3 minut stwarzają konkretną petardę, bo trzeba sobie powiedzieć, że materiał jest mocny i bezpośredni. Tak więc nasi brutalni bohaterowie z Macedonii po wydaniu demosa, jakiegoś tam splitu 4-way znajdują swój łut szczęścia i podpisują papiery z Amerykanami z Sevared Records, co jak można było wyczytać z kilku wywiadów na jakie udało mi się natrafić było dla nich nie lada wydarzeniem.
25 minut o których już wspomniałem powyżej to Brutal Death Metal pełną facjatą, szczerze mówiąc przewyższający swoją klasą wielu i ich dokonania, nawet jeśli miałaby być mowa o tzw. mainstream. Czuć u chłopaków zajebiste zacięcie, pasję do tworzenia hałasu i wyciągania ze swoich instrumentów maksimum brutalności bez oglądania się za siebie. Osobiście oceniając ten materiał bardzo spodobała mi się koncepcja łączenia blastów z brakiem przesadności w technice. Gitary pomimo, że do prostych nie należą, idealnie tworzą ‘flow’, usłyszymy tutaj świetne przejścia z rytmiki na melodyjne kostkowane tremolo, a o utracie brutalności możemy zapomnieć. Owszem jest tu masa pingów, mieszania w rytmicznych i tłumionych riffach ale to za nic nie przeszkadza by Formless Terror nadal płynął w bardzo zrozumiały i klarowny sposób. Muzyka Macedończyków (hmmm tak to się wymawia?) jest stylistycznie zbliżona do tego co proponują nam takie zespoły jak Severe Torture czy Disavoved, ale to tylko moje zdanie, bo każdy usłyszy w danych dźwiękach co innego hehe. Utwory są zdecydowanie gitarowe, poparte solidną sekcją rytmiczną która po prostu rozpierdala wszystko na strzępy! Dodatkowo wokale Zile’go które od growli poprzez mieszane z bliskim świniom na wysokiej tonacji dają dobrego, dodatkowego kopa tej muzie.
Sumując, ekipa z Macedonii nagrała całkiem ciekawy materiał który jest wart wydania tych paru złociszy. Osobiście najbardziej cenię sobie w ‘Sovereign Chaos Authority’ fakt świetnych aranżów gitar połączonych z blastującymi garami i prowadzącymi całość wokalami. Tej płytce niczego więcej nie trzeba, no może więcej maniaków do odsłuchu.