niedziela, 28 kwietnia 2013

Kingdom ‘Morbid Priest of Supreme Blasphemy’






















Hellthrasher Productions, album 2013

Drugie wydawnictwo Polskich bluźnierców z Płocka (nie licząc Ep’ki ‘Temple of Death’ która ukazała się pomiędzy albumami) nie pozostawiło cienia wątpliwości, że panowie wiedzą jak przypierdolić z archaicznym Death Metalem. Granie tego typu nie wnosi absolutnie nic nowego do gatunku, jednak nie w tym rzecz, bo piekielny łomot jaki serwuje nam Kingdom jest wart każdej pojedynczej minuty spędzonej z tym materiałem. Tak więc pora na trochę szczegółów zawartości tego krążka.
Stylistyka Kingdom jest osadzona głęboko w Szwedzkich korzeniach typowego old schoola z początku lat ‘90tych (debiut Grave czy choćby odegrany cover Nihilist) a nawet i przed, do tego proponowałbym zagłębić się w ten sam okres czasowy ale przenieść się do Finlandii (Abhorrence) lub smolisty ciężar riffów zaczerpnięty z takich smolistych tworów jak Amerykański Incantation. Ciekawym zabiegiem jest fakt, że muzyka nie galopuje w zatrważającym tempie do przodu, jest bardzo wyważona, potęguje diabelski klimat, momentami nawet zahaczając o klimaty Doom/Death jak choćby w utworze ‘Morbid Priest’. Materiał przypomina swą zawartością jakby ktoś zatrzymał czas ponad dwadzieścia lat temu zarówno od strony aranżacyjnej jak i nie dopieszczania realizowanego dźwięku który pozostaje owszem chamski, toporny i wulgarny jednak triggerowane centralki słychać, ale ja się tam czepiać nie będę hehe. Dodatkowym atutem są wokale Lewana, które nie są ani to typowymi growlami czy krzykami tylko chorobliwymi szeptami, pomrukami które w swojej barwie i sposobie wykorzystania momentami przywodzą na myśl Beherit. Patrząc jednak całościowo na zabiegi wokalne na ‘Morbid Priest of Supreme Blasphemy’ obcujemy z necro growlami, tak bym to najłatwiej określił. Materiał posiada jak już wspomniałem zróżnicowane pod względem tempa kompozycje, gitary jednak, o których jeszcze słów kilka, w większości bazują na tremolo riffach w których pojawiają się chaotyczne solówki, wspomagane dynamiczną sekcja rytmiczna w tle.
Materiał Kingdom jak najbardziej jest wart wydania tych paru złotych i chociażby odżałowania sobie durnych kilku piw, no chociaż zimna piana znowu taka głupia nie jest hehe. Czas więc pogodzić obie racje i wypić przy nieświętnych i wzgradliwych dla boga dźwiękach Kingdom przeglądając wkładkę albumu, a przy okazji pić juz 3cie piwko.