poniedziałek, 2 maja 2011

Impure – Corpses... Intense Stench


Goregiastic, Full-lenght,
2003
Hiszpański Impure po prostu rządzi! Wygrzebałem gdzieś z półki ich oba albumy i nie moge przestać słuchać tej młócki już od kilku dni za każdym odsłuchem odkrywając nowe patenty. Death Metal grany przez Impure należy do tych gdzie patent goni patent, a nawałnica dźwięków jest wspomagana bardzo sprawną sekcja rytmiczną. Wystarczy wsłuchać się w linie basu które jaby bardziej idą w parze z centralkami niż faktycznie głównym werblem, jednak to dodatkowy bonusik jak dla mnie. Niektóre z utworów są oczywiście poprzedzone intrami z horrorów na szczęście sa one bardzo krótkie i nie jesteśmy zdani na słuchanie jeków jakiejś podwórkowej aktoreczki która dostała rolę w filmie dzięki ładnej buźce i cyckom DD. Wiadomo, że cycki byc muszą ale to na wizji a stękanie ponad 15 sekund i błaganie o litość tylko wkurza i jak dla mnie nie ma z tego żadnego pożytku. Wracając jednak do kwestii czysto muzycznych, Impure totalnie niszczy pozostałości szarych komórek wyrzygując z siebie następne kawałki które co tu wiele by mówić, do przebojowych nie należą hehe. Masa różnych pauz, wypuszczeń gitar na przody pojedyńczo, blasty łamane z jakimiś jazzowymi breakami, zwolnienia... no raczej nie ma, bywaja jakieś bardziej tempa środka. Solówek oczywiście nie ma, po prostu za wiele się tu dzieje by wydobyć jakieś dłuższe potórzenie patentu na ponad dziesięć sekund by umieścić tam sprawnie solówkę. Pintxe zrobił także zajebistą sprawę jeśli chodzi o wokale których różnorodność daje się odczuć bardzo dobrze naszemu mózgowi, który po pewnym czasie kapituluje. Intensywność kwików, śwńskich charków, growli i pomruków rodem z najgłębszego kibla po prostu miażdży. Sumując “Corpses... Intense Stench” to bardzo udana płytka, mało dostrzeżona w swoim czasie, bo jakoś do dziś głośno o hiszpanach nie jest. Jest jak jest, a płyciwo zacne.
5/6