czwartek, 12 maja 2011

Internal Harvest – Drowning in the Sea of Despair


Self-released, full-lenght
2010
Kurwa mać, niektórzy nie mają chyba dystansu do swojej pracy, nie potrafią stanąć obiektywnie z boku by posłuchać co zostało wysrane, bo inaczej się tego nazwać nie da. Wtórność, nieudolność, błachość, marność, aaa tam po prostu gówno ale kolejno wszystko tu sobie omówimy, bo album ten jest po prostu receptą jak zostać wyśmianym i zrobic z siebie idiotę na poletku tzw. metalu. Otóż, z tego co wyszukałem te dwa australisjkie błazny śmią nazywać te pierdy progresywnym Doom/Black Metalem co już zakrawa na kpinę stulecia. Nie często zdarza mi się śmiać z muzyków (choć w tym przypadku to wygórowane określenie) a tutaj moje salwy śmiechu oraz zażenowanie przeplatały się niczym stolec i uryna po uruchomieniu wodospadu a urządzenia zwanego potocznie spłuczką. Nie bez przyczyny dobieram te epitety, bo ten twór nie zasługuje na nic więcej. Otóż album zaczyna się kompletną klapą ustawienia automatu na jakieś podbicia riffu, maszynka jest tak chujowo zaprogramowana, kumulująca dźwięk po środku, że wszystko dudni i trzeszczy. Kolejnym objawieniem są wokale!!!! Kaczor Donald w roli głównej, nudno, bez polotu i męczy koleś tak bułę całe pierdolone 40 minut, czasem dorzuca growle o mocy odbytu chorej na niemożność zwieraczy stu letniej babuni, która przy każdym oddechu bezwiednie traci kolejne bobelki niczym chomik podekscytowany nowym wybiegiem niż w swojej klatce. Następnie zaczynają się partie progresywne... hahahaha! Wokal jest mistrzem! Kurwa, czyste wybryki naszego bohatera to już przesada, takiego fałszu podejrzewam, że niejeden as z ‘Idola’ by się nie powstydził. Smutne to takie ‘buuu bu buuu’ artykułowanie niczym skargi z dupy wyciągnięte sasiada o fakt obsrania mu wycieraczki, no po prostu kibel na max! Aż żal mi to wyrzucać do sracza bo znając złośliwość takich talentów zapcha mi tron i wtedy dopiero będzie! Gejki stosują też trochę fortepianów, klawiszy i takich tam gotyckich w ich wykonaniu bobków. Podejrzewam, że ich koledzy ubrani w dziurawe obcisłe koszulki będą wielbić ten album i pałować się niemiłosiernie przy popłuczynach! Wszyscy jednak ci którzy mają godność lub po prostu znają się trochę na muzyce... napiętnujcie kpiną tych pedałów, bo najzwyczajniej przechodzi to już wszelakie pojęcie narcyzmu i braku samo-krytyki. Kuuuuurwa, właśnie koleś znów zapierdala swe popisy z wyczuciem melodii w swoim głosie hahaha.
0/6