sobota, 22 września 2012

The Last Knell 'AEon Vmbra Genesis’





















Misanthropic Art Productions, album 2011

Ameryka Południowa zazwyczaj kojarzona z bestialskimi wyziewami, blastującym Death Metalem lub old schoolowym Thrash’em który to już na naszym kontynencie dawno wyszedł ‘z mody’ (a szkoda cholera, szkoda!), zazwyczaj nie ma za wiele do zaprezentowania w ramach Black Metalu prócz typowej rzezi, a z rzadka też trafiającej się na wysokim poziomie. Jeżeli zaś by ten kontynent rozpatrywać pod kątem War czy Bestial Metalu czy morderczych hybryd Black/Death Metalowych... no to kurwa jego mać, moi drodzy! Wiadomo, jesteśmy tutaj w domu, bo takich wyziewów nie musimy nawet szukać, a wręcz przebierać w co lepszych.
The Last Knell prezentuje Black Metal na modłę europejską, nie doszukuję się tutaj absolutnie żadnego plagiatu hord z najwyżej ukoronowanych swą sztuką przez samego Diabła, jednak trudno w przypadku czwórki z Chile mówić o jakimkolwiek przełomie czy nowatorskim podejściu do sprawy. Może to i dobrze? W moim odczuciu, tak. To co dzieje się w tych siedmiu hymnach które opiewaja na nieco ponad pół godziny sonicznego rytuału nekromancji jest wystarczająco zadawalające zarówno na poziomie muzycznym jak i w przekazie. ‘AEon Vmbra Genesis’ bazuje na blastujących tempach, riffy są powtarzalne, jednak materiał nie razi nudą czy usypiającą monotonią. Spora dawka aranżacji gitarowych jest także zrobiona ‘przyjemnym’ rozstrojeniu charakterystycznym dla nurtu religijnego BM, a co za tym idzie ociera się to wszystko o lekką hipnotyczność, która ku zdumieniu wydaje się dość natarczywa by nie rzec brutalna. Pojawiają się także elementy oniryczności, uśpienia pośród wiru szaleństwa jakiego doznajemy wśród tytułowych ghuli martwego światła (ost. utwór ‘Ghouls of dead light’) gdzie The Last Knell pokazuje prawidzwy kunszt, gdzie kwintesencją jest rozmyta wizja mizantropii. Wokale na debiucie hordy są typowym BM sceamo, umiarkowanym bez użycia specjalnych przesterów, distortionów czy echa. Pojawiają się też w tle kilka razy czyste wokalizy jednak dzieje się to na tyle ‘z tyłu’ że faktycznie mozna tu mówić o czymś na zasadzie wprowadzenia klimatu.
Jeżeli można by podsumować całokształt debiutanckiego krążka Chilijczików (tak to się pisze? hehe) to śmiało mogę powiedzieć, że jest w nich spory potencjał, a to co robią nie jest kwestią chwilowego wybryku. The Last Knell wie co robią, są w tym zdeterminowani i co najważniejsze, bo niestety obecnie nie każde nagranie Black Metalowe posiada tą elementarną cechę, czuć tu pieprzone Zło. Kupować, wspierać, doprowadzać się do szaleństwa!