wtorek, 16 sierpnia 2011

Fractured Insanity ‘Mass Awakeless’


Xtreem Music
full-lenght, 2010
Death Metal, gatunek którego nigdy nie mam dość, gatunek który uzależnia, gatunek który może co najwyżej spowodować przesyt zachwytu nad zmęczonymi komórkami mózgu które to niszczeją jedna po drugiej od nadmiaru śmiercionośnych decybeli. Ktoś kiedyś powiedział, że jest to muzyka dla prawdziwych facetów, a ja wbrew temu zapraszam w to tango i panie, bo wiadomo martwe czy po lobotomii jesteście łatwiejsze hehe. Niewinne żarciki na bok, bo wypada nam się skupić na drugim albumie belgów z Fractured Insanity. Po części przyznam się wam, że zanim napisałem ów recenzję to albumu słuchałem na pełnym zachwycie kilka dni non stop, a to za sprawą Dieter’a który swą manierą gry na perkusji przypomina nikogo innego a samego Inferno a Azarath. Powiem tak, muzyka tych obu ekip różni się kaktus a dupa ministranta, jednak sposób gry blastów obu panów stanowi niezaprzeczalną wytyczną do szaleństwa jakie kreuje czwórka belgów. Zacznę od tego, że epitet szaleństwa jest tutaj terminem wyjątkowo matematycznym ponieważ kwestia zatracania się w obłędzie jest idealnie wyliczona, jest dostosowana podług jakiegoś chorego wzorca który dowodzi, że zniszczenie jest absolutem. Powiem wam szczerze, że album jest również cholernie inteligentny o ile można tak mówić o tworze ludzkim. Jednak zamiast ten fenomem zapisywać ku chwale poszczególnych jednostek, tutaj pełen twór okazuje się żyć własnym życiem, wręcz tętnić nienawiścią, apokaliptycznymi wizjami końca ludzkości które nie mają nic wspólnego z religijną wizją końca świata. Każdy najprostszy nawet riff, który może w innej tonacji / kombinacji był już wykorzystany przez inne hordy brzmi tutaj niesamowicie świeżo, a zarazem bardzo klasycznie. Poszczególne kompozycje wydają się kompletne w 100%, nie pozostawiając mi osobiście złudzenia, że ‘Mass Awakeless’ to album o który powinny się bić największe tuzy metalowego światka. Znając jednak rzeczywistość, sami powiedzcie jaki procent maniaków będzie w stanie docenić taką muzę? Która nie jest tylko napierdalaniem dla napierdalania? Druga rzecz, bo skoro tak się ma sprawa z odbiorem tej muzyki to jaki moloch płytowy zainwestuje w niewiadomą? Jednak ja się tylko z tego powodu cieszę, bo nawet gdyby miał to byc ostatni album belgów to trudno, za to ‘Mass Awakeless’ reprezentuje sobą niesamowitą moc w której dodatkowo drzemi przynajmniej raz taki potencjał rażenia i aż boję się pomyśleć co nam przyniesie jej wyzwolenie... Wtedy masy już się nie obudzą... Absolutny mus!
6/6!!!!