środa, 23 maja 2012

Graveyard ‘One With The Dead’





















Blackseed Productions, 2009

Oto kolejny przykład na to, że przekopywanie podziemia muzycznego popłaca. Jak mi ktoś powie, że ‘tak tak, znam’ to nie uwierzę i chlasne w gębę hehe. Jeśli faktycznie dokopaliście się do tej perełki przede mną, to gratulejszyn, bo zacna muzyka, która daje powera jak mało co! Hiszpanie wzięli na warsztat old school Death Metal rodem ze Szwecji i autentycznie mam wrażenie jakby słuchał debiutu Dismember czy Entombed. Wiadomo, że nic nie przebije tych debiutów i wszelaka kontynuacja choćby na najwyższym poziomie pozostanie tylko oddawaniem hołdu tym zespołom z tamtej epoki. Jednak, właśnie na tym rzecz polega, aby trwać i robić to co się kocha, mimo, że zostało już zrobione setki tysięcy razy! Nikt nikogo nie zmusza do progresji, a zwolenników takiego diabelskiego kurwa grania znajdą się tysiące ze mną w pierwszym rzędzie. Graveyard moim skromnym zdaniem należy do pierwszej ligi tych właśnie zespołów, ale nie zostaje też ślepym naśladowcą i dorzuca tutaj swoje trzy grosze do kompozycji. Nie stanowi to jednak faktu, że można o Hiszpanach powiedzieć, że mają swój styl, bo nie, bo jest to nadal ten sam zatęchły i pieprzony Death Metal jaki grano we wczesnych latach 90-tych w Szwecji. Zmierzając jednak do sedna, Graveyard to sierczyste riffy, walące smrodem zgnilizny na kilometr, bardzo ciężkie i chropowate jednocześnie. Klarowność produkcji również utrzymana w normie, bo mimo sposobności wychwycenia najmniejszych detali z muzyki, to jednak ‘One With The Dead’ jest brudny i odpychający zarazem. Tak więc fani nowomodnych produkcji z pewnością ominą ten krążek, a zapewne i zespołowi i nam to na rękę, bo stada core kidów zbędne w tym gronie hehe. Wokale to ochrypłe growle, brak krzyków (i całe szczęście, bo wprowadziły by tylko zniszczenie klimatu) oraz kilka w tle takich radiowych efektów mówionych. Album jednakże w całości jest gitarowy i to właśnie na tym instrumencie najbardziej się skupiamy, bo nie dość że jest przebojowo (instrumentalny wałek ‘Abandoned Churches’ posiada motyw przewodni niczym z Iron Maiden, czyli ostatnie twórczości Dismember też chłopom nie są obce hehe) to ostro i maksymalnie smoliście.
Wypada już tylko mi czekać na nowy album, bo przedsmak był w zeszłym roku w postaci 6-cio utworowej EPki ‘The Altar Of Sculpted Skulls’. Jeśli poziom zostanie utrzymany, to zapowiada się piekielnie zjełczała uczta. Kupować kurwa, bo w polszy albumik jest łatwo dostępny za śmieszne 30zł!