sobota, 17 listopada 2012

Dying Fetus ‘Reign Supreme’






















Relapse Records, album 2012

W zeszłym roku minęło 20 lat odkąd to Umierający Płód z dużym powodzeniem radzi sobie na scenie i podbija większość krajów na świecie w postaci uczestnictwa w festiwalach czy nawet pomniejszych koncertach. Zasłużyli sobie na to zajebistą determinacją, dążeniem do celu swoją utartą już stylistyką którą znamy doskonale od lat. A więc co nowego tym razem mają nam do zaproponowania Amerykanie na siódmym juz albumie? Zapraszam na krótki opis.
Zacznę może od stwierdzenia faktu (przynajmniej z mojej obserwacji wynikło to jako fakt), że jest to jak do tej pory najbardziej przystępny z materiałów Dying Fetus. Hit goni hit na tej płycie w dosłownym tego słowa znaczeniu, fantastycznie ciężkie, ale jeśli trzeba to i urozmaicone o typowe przerywniki w riffach z melodiami które pojawiają się również bardzo często w motywach przewodnich utworów. Album ‘Reign Supreme’ jest niebanalnie porywający swoją dynamiką, strukturami które patrząc poprzez pryzmat wcześniejszych dokonań mogą się wydawać bardziej ubogie, jakby celowo uproszczone, nie daje szans na wytchnienie, bo każdy riffy czy to z zakręconą chorobliwie melodyką czy jakże cieszący słuch rytmiczny walec jest tym czymś czego w 100% oczekuje się od tego zespołu. Z drugiej strony, wątpię aby Amerykanie tym się sugerowali, po prostu nagrywają swoje.
Zadziwiającym jest jak bardzo ciężko i brutalnie zaczyna się ‘Reign Supreme’ by jednak w kolejnych utworach trochę spokornieć. Taaa, spokornieć w mniemaniu Dying Fetus to tak jak w tysiącach kapel napierdalać na pełnych obrotach. Musze również przyznać, że początkowo byłem bardzo sceptycznie nastawiony do brzmienia werbla i tomów które wkurzały mnie swoimi triggerami ale w końcu się przyzwyczaiłem, co nie znaczy, że przekonałem hehe. Gitary o których już zostało powiedziane co nieco, nadal zaskakują świeżością patentów, załamań tempa i breaków w dziwnych miejscach utworu gdzie spodziewałbym się rozwinięcia poprzedniego riffu a tu niespodziewanie pojawia się wyciszenie i jedna gitara w trakcie dwóch sekund robi przejście w postaci melodyjnej zagrywki i natychmiast zostajemy przerzuceni w inny wymiar czy fragment brutalności. Czasem to tak jakby DF mieli w swoich wiosłach jakiś pieprzony wehikuł czasu i odbywają się takie skoki. Solówek w wykonaniu brutalizatorów tej maści chyba nie trzeba polecać, prawda? Wokalami już od dłuższego czasu dzielą się John i Sean więc w tej materii nic się nie zmieniło. I jak nigdy dotąd chyba, wyznaczam faworyta ‘In the Trenches’, bo motyw na tripletach podświadomie nakazuje mi wracać do tego utworu! Oczarowany mocą, totalną finezją Amerykańskiej brutalności i jej rozmachu... wrzucam ‘play’ ponownie!
Na zakończenie powiem krótko, mam nadzieję, że jak będę miał 50 lat to Dying Fetus nadal będzie nagrywał tak wspaniałą muzykę. O ile dożyję hehe. Kupować!!!