sobota, 10 listopada 2012

Medico Peste ‘א: Tremendum et Fascinatio’


















Malignant Voices, album 2012

Muzycy Medico Peste, które to zadebiutowało swoją demówką zeszłego roku, już wtedy narobili sporego zamieszania w Polskim podziemiu. Aura zainfekowana chorobą do jakiej nazwa nawiązuje która to w XIV wieku spustoszyła totalnie Europę, zbierając żniwo śmierci depopulując ludność kontynentu o ponad 1/3. Odmian epidemii było sporo, zapisków które się zachowały jak i teorii na temat rozległych zmian martwiczych, czy ropiały, czy krwawiły jest wiele. My jednak skupimy się na mniej historycznej analizie zawartej w dźwiękach ‘א: Tremendum et Fascinatio’, debiutanckiego albumu który już na wstępie mogę powiedzieć, że na mnie wywarł niesamowite wrażenie!
Tematyka liryk, a właściwie ich fragmentów zamieszczonych w booklecie nie różni się specjalnie od tego czym uraczono nas na demosie, a więc religijna obsesja, choroba, zaraza, umysłowe opętanie, upokorzenie... śmierć. Black Metal prezentowany przez ów hordę ma charakter ortodoksyjny, nie jest zwykłym napierdolem blastów, bezmyślnym masakrowaniem dla masakrowania. Owszem, skoro już poruszamy temat sekcji rytmicznej, to ultra szybkie blastujące partie się pojawiają, ale jeśli miałbym je procentowo określić to stanowią może z 25% albumu. Większość patentów wybiega poza utarte ścieżki, jawiąc się łamanymi tempami, marszowymi, wolnymi, które nie jednokrotnie ocierają się nawet o jakby jazzowe improwizacje. No może to trochę na wyrost, jednak coś w tym jest. Dochodzimy do momentu gdzie jestem zmuszony stawić czoła czemuś wręcz niemożliwemu i opisać gitary. Otóż, nawyków, korzeni sposobu grania Medico Peste można szukać i dopatrywać się gdzie kto chce, jednak nie zmienia to faktu, że album oscyluje, pływa po ocenia zgnilizny ambientalnej jeśli mogę tak powiedzieć. Chodzi mi tutaj o to, że mimo iż riffy są w pełni wykonane na gitarach to jednak sposób ich odegrania, struktura przywodzi na myśl właśnie takie odczucia, że to nie tylko gitary ale coś ponad, coś co chwyta resztki zdrowego nie wdychanego jeszcze powietrza i zamienia to na cuchnące i ohydne żniwo, które niczym niewidzialny wirus atakuje z piekielną precyzją. Sporo tutaj rozstrojeń, zwolnień, hipnotycznych partii, absurdu wręcz który wytyka powagę a zarazem kpinę choroby z nędznej przypadłości ludzkiego bytu... I tak to wszystko słychać w gitarach. Przechodzimy do wokali które stanowią na ‘א: Tremendum et Fascinatio’ kwintesencję wszystkiego co najbardziej plugawe. Z każdym wykrzyczanym słowem przez Silencera mam wrażenie, że facet zaraz wypluje swoje płuca, że zaleje się krwią wymieszaną z żółtawą śliną, tym bardziej, że odgłosy kaszlu w ostatnim utworze ‘The Sigil’ mnie dosłownie powaliły na kolana... Zamarłem! Zanim jednak to nastąpiło to szeptano mówione frazy w ‘Meanwhile in Gehinnom...’ także poczyniły spustoszenie. Nad całym albumem panuje niesamowicie ‘wykrzywiona’ wizja, obraz na miarę potępienia ciała i umysłu pogrążony tym bardziej w rozpuście ów stanu...
Medico Peste dokonali czegoś, co moim zdaniem nie miało jeszcze miejsca na Polskiej scenie pomimo istnienia tak infernalnych i oddanych sprawie zespołów których nazwy każdy szanujący się zna. Połączenie obrazu kierowanego image zespołu, zawartych tekstów, przekazu i udane zawarcie tego w dźwiękach które niosą grozę i niemiłosierne ukazanie wątłości jednostek ludzkich... wobec zagłady epidemiologicznej, mimo, że ujętej w symbolice z przeszłości to nadal ją gloryfikującej. Niech nam gniją ciała!!!