niedziela, 25 listopada 2012

Morte ‘Holy Leech’






















Self-Released, demo CD-r 2011

Z Radomska przyleciała do mnie płytka CD-r z materiałem który muszę przyznać zaskoczył mnie dojrzałością kompozycji utrzymanej w dobrej starej szkole grania plwocin spod znaku Death i Black. Mieszanka jak najbardziej smolista, a i pomysł na jej wykonanie jak najbardziej słuszny, ale o tym za chwilę. Morte pod żelaznymi rządami Ta Deus’a od 2001 roku niestety zawiesza działalność w 2004 roku by ją wznowić ponownie w okolicach 2008 roku, czego owocem są dwa jak do tej pory demosy. Debiutu nie znam niestety, ale poniżej zabiorę się wyczerpująco za ‘Holy Leech’ czyli drugie demo Morte.
A więc nastała chwila prawdy dla tegoż to kwartetu który muszę przyznać wreszcie doczekał się tej recenzji. Demos trochę przeleżał ale to tylko z powodów ‘kolejki’ do opisania, bo to tak nieładnie by było wepchnąć naszych na przody hehe. Zacznijmy od bardzo udanej rejestracji dźwięku, selektywność jest wręcz wzorowa, każdy instrument jest wyrazisty i ma równie wiele do powiedzenia. Dodatkowo mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że materiał jest sam w sobie ciężki, a sposób jego realizacji tym bardziej eksponuje ów cechę. Chłopaki nie stawiają w swojej muzyce na niesamowite tempa i technikę, nie tędy droga. Otóż, materiał jest przejrzysty i nie tyle co pokazuje prostotę (bo zdecydowanie tak nie jest), ale aranżacje utworów są przyswajalne podczas słuchania bez większych trudności, zalatują nawet swoistym ‘flowem’ ku przebojowości nie tracąc nic a nic na sile i agresji! Wg mnie jest to bardzo dobre rozwiązanie, ponieważ muzyka nadal jest iście diabelska i szczerze powiedziawszy to Morte radzi sobie wyśmienicie zarówno jeśli mowa o blastach czy wolnych tempach. Poprzez całość riffów przelewają się całe maści inspiracji starą szkołą Death Metalu, a nazwy jak Morbid Angel (stary rzecz jasna), trochę w tym echa Szwecji jak Grave czy Dismember czy też Holenderskiego Eternal Solstice czy nawet mistrzów z Autopsy (zdecydowanie w wolnych tempach). Pamiętajcie jednak, że to wyłącznie moje krzywe skojarzenia, niekoniecznie trafne, a już tym bardziej nie musicie sie z nimi zgadzać. Ciekawe są też wokale wspomnianego Ta Deus’a które można by było umieścić pomiędzy growlami a chorobliwymi szepczącymi skrzekami, jakże szpetnymi i budzącymi niepokój. Takie zabiegi dodają tchnienia całości materiału, uruchamiają ukryte demony z którymi każdy z nas walczy na co dzień i może to, kurwa, dziwne ale skłaniają do refleksji. Wydaje mi się, że jak na tematykę prócz anty-klerykalnej wynikającej z samej okładki i tytułu demo, to cel został osiągnięty skoro mowa o negatywnych myślach i ich ukierunkowaniu.
Te sześć utworów szybko się kończy wywołując niedosyt, jednak pozostawia nas w myśli, że zespół zrobił kawał dobrej roboty i z miłą chęcią powracać będziemy do tej płytki. Z mojej strony dodam tylko tyle, że czekam na kolejny krok Morte o którym mam nadzieję zostać poinformowanym od samej hordy. Kto wie, może kolejny będzie już album?