piątek, 1 lutego 2013

Aeon ‘Aeons Black’






















Metal Blade, 2012 album

Czwarty już album Szwedów jest jawną konsekwencją tego co zostało powiedziane na poprzednich wydawnictwach, a w szczególności na trójeczce ‘Path of Fire’. A co było do tej pory? Otóż, dla tych którzy pominęli jakimś cudem ten zespół śpię z tłumaczeniem, że mamy tutaj techniczny Death Metal z istnie antychrześcijańskim nastawieniem, który niejednokrotnie ukazywał makabryczne zbrodnie kościoła, idiotyzm i ślepotę szarej masy podążającej jak świnie do koryta. Z ta różnicą, że świnie się chociaż nażrą, a biedacy i potrzebujący odejdą z kwitkiem (jeśli mają szczęście, bo jak nie to nawet i kurwa księżulek czyjegos synka przeleci) z pustą obietnicą i frazesem, że ktos ich niby wysłucha. Tym oto krótkim wstępem (a raczej ustępem = kiblem skoro mowa o instytucji kościoła) zaczynamy faktyczną część recenzji.
Ponad 50 minut muzyki zawartej na ‘Aeons Black’ to konkretne mięso Death Metalowe, które zaprezentowano w 15stu utworach z czego 4ry to instrumentalne intra. Zacznę jednak od tego, że kompletnie nie podeszła mi okładka albumu, która jest tak sztuczna i komputerowa, że przykro mi to mówić, ale jest po prostu spierdolona hehe. Kojarzy się automatycznie z badziewiem jak piękne zespoliki rodem Behemocik hyhy, na szczęście muzyka daleko odbiega od podchodów w stronę komercyjnej papki i łatwej kasiory, bo przebraliśmy się w zbroje to teraz laski niech kwiczą, Aeon to poważna sprawa moi drodzy. Otóż, brzmienie z albumu na album Szwedów jest coraz lepsze, a dodatkowo nie traci nic na swoim ciężarze. I tutaj dochodzi właśnie taki mały szkopuł polegający na pokazaniu jak można grać z krystalicznym brzmieniem które oferuje technika studyjna by nie dać ciała i się najzwyczajniej nie zapętlić w miałkość i po prostu nudę. Aeon pokazał to wręcz podręcznikowo! Ścieżki gitar i ich aranżacje wpadają w ucho, bo riffy pomimo swojej techniki są podane w sposób przystępny, ale nie oznacza to że przez to ‘Aeons Black’ jest albumem niewymagającym, nie! Riffy aż kotłują się by wybuchać jeden po drugim, ale jednak ekstremalna technika została poskromiona przejrzystym schematem utworów. Nakładające się patenty, sola, pokręcone riffy niemal do granic jednak w całokształcie zdające egzamin dojrzałości i budujące klimat potężnie brzmiącej i mechanicznie napierdalającej płyty. Małym mankamentem jest natomiast bas a w zasadzie jego brak. Obecny jest, bo wiadomo, że potęgi brzmienia bez basu nijak uzyskać, ale jest schowany pod ścianą gitar i ujawnia się sporadycznie w partiach gdzie reszta instrumentów cichnie. Wokale są jak zawsze mocną stroną w Aeon, potężnie, zrozumiale... bez bełkotów i buczenia. Po prostu moc niskich growli chwaląca prawdę o zakłamaniu i deprawacji kościelnych szumowin. Perkusja, gdzie w sumie nie ma litości, to bardzo dobra strona tego albumu, bo utwory są zróżnicowane, nie jest to ciągły blast, ale jest tu po prostu wszystko: szybko, wolno, środek też, podwójne centralki... zestaw blach od chiny po świetne crashe i zajebiście brzmiący raid. Ehhh po prostu cholerna profeska, ot co!
Szczerze mówiąc, nie wiem co mógłbym dodać na zakończenie tej recenzji, oprócz tego co tradycyjnie, że zachęcam do kupna bo ot kolejna świetna płyta którą należy mieć na swojej półce i sięgać po odsłuch jak najczęściej, bo jest to kawał konkretnego ochłapu!