Metal Blade, 2012 album
Czwarty już album Szwedów
jest jawną konsekwencją tego co zostało powiedziane na poprzednich
wydawnictwach, a w szczególności na trójeczce ‘Path of Fire’. A co było do tej
pory? Otóż, dla tych którzy pominęli jakimś cudem ten zespół śpię z
tłumaczeniem, że mamy tutaj techniczny Death Metal z istnie antychrześcijańskim
nastawieniem, który niejednokrotnie ukazywał makabryczne zbrodnie kościoła,
idiotyzm i ślepotę szarej masy podążającej jak świnie do koryta. Z ta różnicą,
że świnie się chociaż nażrą, a biedacy i potrzebujący odejdą z kwitkiem (jeśli
mają szczęście, bo jak nie to nawet i kurwa księżulek czyjegos synka przeleci)
z pustą obietnicą i frazesem, że ktos ich niby wysłucha. Tym oto krótkim
wstępem (a raczej ustępem = kiblem skoro mowa o instytucji kościoła) zaczynamy
faktyczną część recenzji.
Ponad 50 minut muzyki
zawartej na ‘Aeons Black’ to konkretne mięso Death Metalowe, które
zaprezentowano w 15stu utworach z czego 4ry to instrumentalne intra. Zacznę
jednak od tego, że kompletnie nie podeszła mi okładka albumu, która jest tak
sztuczna i komputerowa, że przykro mi to mówić, ale jest po prostu spierdolona
hehe. Kojarzy się automatycznie z badziewiem jak piękne zespoliki rodem
Behemocik hyhy, na szczęście muzyka daleko odbiega od podchodów w stronę
komercyjnej papki i łatwej kasiory, bo przebraliśmy się w zbroje to teraz laski
niech kwiczą, Aeon to poważna sprawa moi drodzy. Otóż, brzmienie z albumu na
album Szwedów jest coraz lepsze, a dodatkowo nie traci nic na swoim ciężarze. I
tutaj dochodzi właśnie taki mały szkopuł polegający na pokazaniu jak można grać
z krystalicznym brzmieniem które oferuje technika studyjna by nie dać ciała i
się najzwyczajniej nie zapętlić w miałkość i po prostu nudę. Aeon pokazał to
wręcz podręcznikowo! Ścieżki gitar i ich aranżacje wpadają w ucho, bo riffy
pomimo swojej techniki są podane w sposób przystępny, ale nie oznacza to że
przez to ‘Aeons Black’ jest albumem niewymagającym, nie! Riffy aż kotłują się
by wybuchać jeden po drugim, ale jednak ekstremalna technika została
poskromiona przejrzystym schematem utworów. Nakładające się patenty, sola,
pokręcone riffy niemal do granic jednak w całokształcie zdające egzamin
dojrzałości i budujące klimat potężnie brzmiącej i mechanicznie napierdalającej
płyty. Małym mankamentem jest natomiast bas a w zasadzie jego brak. Obecny
jest, bo wiadomo, że potęgi brzmienia bez basu nijak uzyskać, ale jest schowany
pod ścianą gitar i ujawnia się sporadycznie w partiach gdzie reszta instrumentów
cichnie. Wokale są jak zawsze mocną stroną w Aeon, potężnie, zrozumiale... bez
bełkotów i buczenia. Po prostu moc niskich
growli chwaląca prawdę o zakłamaniu i deprawacji kościelnych szumowin.
Perkusja, gdzie w sumie nie ma litości, to bardzo dobra strona tego albumu, bo
utwory są zróżnicowane, nie jest to ciągły blast, ale jest tu po prostu
wszystko: szybko, wolno, środek też, podwójne centralki... zestaw blach od
chiny po świetne crashe i zajebiście brzmiący raid. Ehhh po prostu cholerna
profeska, ot co!
Szczerze mówiąc, nie wiem co
mógłbym dodać na zakończenie tej recenzji, oprócz tego co tradycyjnie, że
zachęcam do kupna bo ot kolejna świetna płyta którą należy mieć na swojej półce
i sięgać po odsłuch jak najczęściej, bo jest to kawał konkretnego ochłapu!