Chaos Records, album 2012
Debiutancki album Holendrów
ukazał się w zeszłym roku i zrobiło się o nich dość szumnie w trzewiach
undergroundu. Po uprzednio wydanych demosach i
splicie z włoskim Profanal ‘Step Into Damnation’ jest jakoby zwieńczeniem
dotychczasowych osiągnięć aranżacyjnych zespołu, a zapewniam was, że jest czego
posłuchać. Każdy zapewne zauważył, że ostatnimi czasy dzięki temu, a raczej
zespołom, które brzmią cukierkowato, technikę gry wciskają do granic absurdu,
to jeszcze ich muzyka jest pozbawiona jakiejś myśli przewodniej, takie
idiotyczne wręcz popisy techniką bez ładu i składu, zaistniał spory ‘boom’ na
powrót tzw. starego grania. Oczywiście nie mam tutaj na myśli, że każdy zespół
spod znaku Brutal Death tak gra i nagle coś mi się odmieniło, nie! Po prostu, nadchodzi taki moment gdy wypadkowe danej
stylistyki zaczynają razić, a słuchacz, w tym przypadku ja, zaczyna dokonywać
filtrowania i odrzucać przysłowiowe gnioty oferujące tylko technikę a nie
muzykę w pełnym tego słowa znaczeniu. Jednak do rzeczy, skupiamy się Funeral
Whore.
‘Step Into Damnation’ jest
albumem mało oryginalnym jednak na tyle dobrym, że aż trudno się uwolnić od
słuchania. Funeral Whore brzmi niczym wyciągnięte z wczesnej sceny Szwedzkiej,
niczym z debiutu Grave, a stylistycznie to mikstura najwiekszych klasyków
ówczesnych lat tego kraju. 11 utworów zostało napompowanych taką energią, że
jest wręcz niemożliwym uwolnić się od muzyki Funeral Whore. Zacznijmy od tempa
które Holendrzy ustawili sobie za cel jako średnie, nie doświadczymy żadnych
blastów, a mimo tego głowa sama chodzi sprawniej niż przy niejednych
napierdalaczach spod znaku Brutal. Album jest zdecydowanie tworem gitarowym,
gdzie w riffach w głównej mierze postawiono na ostrość, szorstkość i melodykę,
która to z kolei jest wręcz arcyciekawa w swej archaiczności, maksymalna
potęga! Aranżacje o których wspomniałem nie należą do prostych w sensie
powtarzalności, riffy przeplatają się zwinnie, tworząc świetny widok na
soniczne potępienie, które nie odbiega daleko od ukazanej wizualizacji na
okładce... Dochodzą do tego także motywy przewodnie gitar, jakby pół sola i
tutaj jest czas na opisanie potężnego wokalu. Panie i panowie! Na kolana, bo wokal
Roy’a to klasyk niczym ryk z pieprzonej otchłani opatrzony smrodem zgnilizny
trupów, które porozrzucane gniją roztaczając mdły odór.
Każdy z utworów Funeral Whore
pozostaje w pamięci, bo nie ma tutaj słabych momentów, są jedynie perełki w
najczystszej postaci, które brzmia lepiej niż niejeden tyranozaur sceny DM
obecnie. Utwory dzięki swej chwytliwości i ogólnemu feelingowi zmuszają wręcz w
połączeniu ciężarem i obskurnością do machania łbem, do bólu, dla Rogatego!
Czekam z niecierpliwością na drugi atak Pogrzebowej Kurwy i jak będzie na takim
poziomie to zdecydowanie sporo jaj urwie tudzież rozpruje waginy w zachwycie!
Kupować!