wtorek, 12 czerwca 2012

Feral ‘Dragged To the Altar’





















Ibex Moon Records, album 2011

No proszę, debiut i to pod skrzydłami Ibex Moon Records? Piątka młodych Szwedów wysmarowana błotem czy jakąś tam zakrzepłą krwią serwuje nam swoje pierwsze oficjalne wydawnictwo które jest osadzone w starym dobrym Death Metalu rodem ze Szwecji, rzecz jasna. Dziesięć utworów plus outro zamykające się w 46-ciu minutach daje nam całkiem przyjemny materiał do odsłuchania i zdecydowanie nie na tzw. ‘jeden raz’, hehe. A więc do sedna. Spotkałem sie z określeniem, że Feral gra Death’n’Roll co mi kompletnie nie pasuje. Owszem, kompozycje nie są na tyle charakterystyczne dla tego gatunku jak coćby debiuty tuzów Dismember czy Unleashed, ale do chwytliwości i skoczności etykiety ‘Roll’ to chłopakom daleko. Jest tu może więcej motoryki, więcej rytmicznych zagrywek, jednak ja bym się upierał przy swoim, że to po prostu Death Metal i tyle. Tempa są tutaj od nazwijmy je ‘pół-średnich’ do szybszych, które to pojawiają się sporadycznie, a ‘Dragged To the Altar’ w większości raczy nas średnimi szybkościami w sam raz do pomachania łbem. Kolejna sprawa to brzmienie, które pomimo swojej selektywności nie starciło na mocy, jest z lekka zadziorne, jednak to totalnego chaosu i rozpierduchy brakuje, oj brakuje. Kawałki są spójnymi kompozycjami i ciężko mi tutaj faworyzować jakieś konkretne utwory, jednak nie oznacza to, że Feral wali wszystko na jedną modłę i album zlewa się w nudną papkę, bo nie. Co można dorzucić tu jeszcze, ze spostrzeżeń? Aha, dobre gardło wokalisty (chyba najbardziej charakterystyczne dla old schoola jaki prezentuje zespół) i brak przesadności jeśli mowa o triggerach na perkusji, które na całe szczęście, mimo plagi jaką są na obecnej scenie Death Metalowej, zostały wyważone i niewyeksponowane na pierwszy plan.
Wytwórnia Johna miała dobrego nosa do Ferol, ponieważ album nie dość, że w dużej mierze jest oparty na klasycznych patentach muzyki jaką prezentuje, to dodatkowo smród świeżości jest wyczuwalny. I zaryzykuję jeszcze stwierdzenie, że Szwedom wyszło to cholernie naturalnie i na luzie. Mi pasuje.