Sevared Records, album 2011
Tym razem wycieczka do
Holandii i spotkanie z brutalizatorami z Fumes Of Decay. W zeszłym roku ukazał
się ich debiutancki album nakładem Sevared Records, skojarzenia ze stylistyką
wykonywaną przez tych niesfornych chłopców ze względu na powiązania z taką a
nie inną wytwórnią są jak najbardziej na miejscu hehe. Tak tak moi mili,
napierdalamy od pierwszej sekundy albumu, rzygamy w wiadro zawieszone na
statywie od mikrofonu i robimy w też pożywnej papce bulgoty by następnie
zajechać świniakiem na potwierdzenie, że papu jest ok. A tak już bez żartów
mówiąc, to Fumes Of Decay prezentuje Brutal Death Metal, którego moc leży
szybkich blastowanych tempach które zjeżdżają w wolne niosąc niesamowitą potęgę
dolnych dźwięków podbitych idealnie pracą basu i podwójnej stopy. Całkiem
nieźle wypadają też pingi na wiosłach właśnie gdy w tle leci podwójna stopa, a
zostały zastosowane na końcu riffu tłumionego, pojedyńczo czy podwójnie. 25
minut totalnej masakry z kilkoma miejscami na wytchnienie, ot co. Kompozycje
wioseł skupiają się na pojedyńczych smaczkach jak właśnie wspomniane pingi,
większość albumu stanowi porywająca rytmika wymieniana naprzemiennie z szybkimi
umiarkowanie technicznymi riffami i troche bardziej zakręconymi, które nadają
jeszcze większego poczucia pierdolonej choroby ‘Devouring The Excavated’.
Wokale jakie przewijają się na debiutanckim krążku tych zdeprawowanych młodzian
sa bardzo niskimi growlami, na wpół niskimi pomrukami, i tak jak wspomniałem są
i świniaki. Całkiem ciekawy album, bardzo dynamiczny i szybko, nawet trochę za
szybko kończący się ale skoro średnia długości utworu wynosi 2,5 minuty to
czemu się tu dziwić? Od siebie dodaje ponownie tyle, że naprawdę kawał dobrej
roboty, a Sevared jak to Sevared... znów mieli czuja (choć kilka wpadek mieli,
oj mieli).