Willowtip, album 2011
45 minut totalnej technicznej masakry!!! Amerykańskie trio trafiło w sedno z tytułem swojego drugiego krążka... i jestem pod olbrzymim wrażeniem co ci kolesie potrafią wyciągnąć ze swoich instrumentów. Pomijając juz sam fakt, że nie rzadko album zahacza o totalnie pokręcone jazzowe aranżacje, to Brutal Death Metal wymieszany z Grindem w wykonaniu Gigan, to po prostu zabójcza rzecz. Utwory, każdy z pojedyńcza, opowiadają o dziwactwach związanych z tematyką sci-fi, załamaniach grawitacji, istnieniach które można śmiało nazwać potworami itp. Może i niezbyt wyszukana tematyka, ale w końcu do tak pomieszanej psychicznie emanacji sonicznej pasuje jak ulał. Ciężko jest mi powiedzieć cokolwiek o strukturach utworów, tempie albumu, o przeważających partiach, ponieważ jest tego tak wiele i zrobione na tysiąc sposobów, że jedna wytyczna byłaby pokrzywdzeniem dla ów halucynogennego sonicznego monstrum. Czyli po odpuszczeniu sobie struktur na określenie i skrupulatne opisanie których zdobyłby się tylko wariat, pora powiedzieć kilka słów odnośnie wokali i przewijających się przez album smaczków. Mamy tutaj growle o różnych wariacjach, zniekształcone momentami komputerowo, sporo krzyków, linie mówione... a smaczki, no tutaj moi drodzy jest spora ciekawostka. Gigan nie stroni od komputeryzacji swojej muzyki, a zabiegi te stosuje począwszy od wspomnianych efektów wokalnych kończąc na przestrojeniach nawet riffów gitarowych, gdzie zakończenie co niektórych zamiast dla przykładu winno być z pingiem... a my tutaj mamy komputerowy trzask lub inną wariację. W tle również sporo efektów ‘kosmicznych’ hałasów, pisków... kurwa, istne szaleństwo! Efekty bardzo ciekawe, zresztą jak i cały koncept muzyki, nowatorstwo i polot.
‘Quasi-Hallucinogenic Sonic Landscapes’ dla maniaków typowej, tradycyjnej szkoły Metalu będzie kompletnie nie do przyjęcia, jednak ci z Was szukający świeżości a jednocześnie braku gejozy, zapewniam, Gigan spełni te oczekiwania. I mimo faktu, że kompletnie z taką muzyką sam siebie bym nie utorzsamiał, to jednak nie sposób tego geniuszu docenić. Zastanawia mnie kwestia, czy przy kolejnych produkcjach zachowają poziom balansowania pomiędzy brutalnością, techniką a szeroko pojętą muzyką, czy może jednak otrzymamy gniota w postaci zlepka tysięcy riffów i plastiku furkoczącego centralkami. Czas pokaże, a póki co... a pieprzyć to! Daję maksa!
6/6