sobota, 25 lutego 2012

Nuclear ‘Jehovirus’


Australis Records, album 2011

Tym razem ruszamy do Chile, w którym to jako jednym z krajów Ameryki Południowej ruch tzw. retro Thrash Metalu wciąż żyje, ma się dobrze i jest kultywowany w mniej lub bardziej surowo prymitywnych formach. Otóż, Nuclear należy do grupy mniej bestialskich, z potężnym brzmieniem oraz aranżacjami nastawionymi na sianie zniszczenia, w głównej mierze nastawionego poprzez siekące i kąsające gitary. Dynamiką album bardzo przypomina ostatnie nagrania Kreator’a, te z okolic ‘Violence Revolution’, jednak z tą różnicą, że muzyka jest bardziej zróżnicowana, bardziej kopiąca po mordzie niż to co obecnie wyczyniają moi ulubieńcy z czasów ‘Extreme Aggression’. O dziwo chłopaki sprawdzają się też równie klawo w wolniejszych wałkach vide taki ‘Acts of Depravity’. Duży wpływ na taki a nie inny obrót spraw ma wokalista Matias, którego wokale określiłbym na coś w rodzaju agresywnych szczekań -> pomiędzy Exodusem a Slayerem, choć nutka Kreatora też jest choć bardziej z tych niechlubnych czasów ‘Reneval’ (przeciągane krzyki... na szczęście bez tragedii). Matias ujada z naturalną wściekłością, a i czasem potrafi przyzwoitym growlem zajechać. ‘Jehovirus’ stawia też duży nacisk na melodykę jadu wypluwanego z gitar, ponieważ nie jest to typowe, tylko i wyłącznie rytmiczne granie (patenty z oklic Death czy Heavy jak najbardziej obecne). Dodatkowo należy południowców pochwalić za zajebiste solówki, które są świetnie wpasowane w odpowiednie momenty, to jednocześnie nie rażą cukierkowatością, jak to w kilku przypadkach tej muzy bywa... (jak ktoś mi powie, że uwielbia solówki na wspomnianym już ‘Violent Revolution’ czy dalszych wybrykach Niemców, to dam w ryja!). Co do przesłania to chyba aż nazbyt jasne -> tytuł i okładka mówią same za siebie.
Chilijczycy nagrali poprawny album, no dobra, dobry album. ‘Jehovirus’ z pewnością znajdzie zwolenników, do których również bym i siebie zaliczył. Nie kusiłbym się o stwierdzenie spektakularnej rewelacji, jednakże chłopaki odwalili naprawdę kawał porządnej roboty i słucha się tego z przyjemnością. Browar w dłoń i napierdalać!
4,5/6