Galy Records, album 2011
Kanadyjskie trio, świeża twarz na scenie technicznego Death Metalu, w maju zesłego roku zadebiutowało albumem ‘Total Chaos’. Pierwsze wrażenia wizualne jak najbardziej na tak, okładka jawi się w idealnych ciemnych barwach przebłyskując czerwienią i żółcią dla podkreślenia elementów ognia, kilka trupów, druty kolczaste ogrodzenia niczym w fabryce śmierci i demoniczna postać formująca się z zalegających zewsząd zwłok i zgnilizny. Trafiony, zatopiony hehe. Przechodząc jednak do części muzycznej wydawnictwa, o takich wiwatach nie ma jednak mowy. Przede wszystkim mamy do czynienia z przekombinowaną polaryzacją dźwięku, a co za tym idzie Death Metal został pozbawiony włochatych jaj. Oczywiście są momenty gdzie triggery centralek i werbla nie dominują na kompozycjami gitar ajk choćby początek utworu ‘Anger and Fury’, ale niestety to wyjątki. Zgodzę się również, że takie granie może się wielu podobać i trafiać w gusta, a moje wytykanie tzw. ‘wad’ potraktujecie jak narzekanie starego capa, i ok – przecież każdy ma swoje zdanie. Dla mnie jednak materiał jest za mało naturalny. Unbreakable Hatred od pierwszego dźwięku przekonuje nas, że chłopaki instrumenty mają opanowane na bardzo wysokim poziomie, solówki są wręcz bajeczne, bas i gary wybijają ciekawe partie rytmiki podchodzącej pod Death i elementy Core (szczerze powiem momentami zalatuje to taką słabszą wersją Dying Fetus). Idąc dalej mamy na celowniku wokalistę, który mimo pierwszego wrażenia jakie u mnie wywołał (kompletnie mi nie weszło), to jednak maniera wokalna Simona pasuje tutaj jak ulał. Na wpół krzyki, a na wpół growle prezentują się ciekawie, dodatkowo poprawiając dynamikę muzyki, poszczególne frazy niczym ciskane kamienie dodają kopa całości kompozycji.
Kanadyjczycy na ‘Total Chaos’ pokazali swoje umiejętności techniczne, pokazali również, że potrafią komponować utwory które nie są zlepkiem popisów zaawansowanych riffów, a stanowią całość i można to ze spokojnym sumieniem nazwać muzyką (w kryteriach Death Metalu rzecz jasna hehe). Jednak jeżeli ma to być ‘totalny chaos’ to jest on niestety ujarzmiony, bez pierdolnięcia i brakuje tego elementarnego, tego przysłowiowego ‘czegoś’. Olbrzymi minus za plastikowe brzmienie i coś mi śmierdzi, że kolejny album będzie już stricte DeathCore. Póki co, jest dobrze, do posłuchania kilka razy i na półkę.
3,5/6