full-lenght, Sevared Rec
2010
Kalifornijski Gortuary ze swoim nasępcą poprzedniej genialnej płyty ‘Manic Thoughts Of Perverse Mutilation’ prezentuje po dwóch latach drugie uderzenie. Wiadomo, że gdy zespół prezentuje swoją twórczość pod nazwą Gortuary to nie ma co liczyć na mroczne gotyckie piosnki lub tudzież smuty związane ze starconą miłością w jakże to szarny deszczowy dzień gdzie liście z drzew spadają a ponure konary drzew kołysane chłodnym wiatrem wyciągają wręcz po nas swym cieniem mówiąc ‘starczy tego cierpienia, ulzyj sobie, oto nóż’ hehe. Niestety moi mili, piątka tych niegrezcznych panów woli napierdalać, że aż wióry lecą a im bardziej zobaczą Twoją dziewczynę okaleczoną w akcie bestialskiego gwałtu tym lepiej. Takie przyjemniaczki haha. Skoro otoczkę mamy już z głowy kilka słów o najważniejszym czyli o muzyce, która skoro nie została zgnojona w pierwszym zdaniu, to znaczy że przynajmniej daje radę. Techniczny, choc proszę nie mieć skojarzeń na poziomie Deeds Of Flesh, raczej mamy tutaj miks czegoś co zostało wyrwane po części z Suffocation a i zarazem z Severed Torture i wrzucone do gara w którym gotowała się potrawka ze Slamem. Mieszania sporo, w szczególności duże uznanie należy się kolesiowi co się zwie Josh Mauney, bo riffy gitarowe szczerze nie dorównują polotem poziomowi z jakim ogarnia nasz koleżka swoje imprerium perkusyjne. Troszke także są irytujace gitarowe solówki które sprawiaja wrażenie bycia w tych aranżacjach bo tak musi być, z lekka na siłę. Jednak, nie jest to jakis konkurs popularności i gdyby albumu nie rozbijać na elementy pierwsze to całość ów atomów trzyma sie zajebiście. Jest i również jakieś interko z torturowania panienek, dodatkowo małą ciekawostką jest instrumentalna przerwa w postaci 6-stego kawałka zwiącego sie najzwyczajniej ‘Interlude’, która pokazuje zespół z bardziej ambitnej strony kompozytorskiej, gdzie mamy konkretna prowadzącą solóweczkę, akustyczną gitarkę przywodzącą na myśl wstępy do niektórych albumów z wczesnych lat ’90-tych jak choćby ‘Considered Dead’ Gorguts. Utwór trwa aż ponad 5 minut i daje naprawdę odetchnąć w tym makabrycznym tempie i intensywnej jeździe jednocześnie powodując większy głód na bestialstwo i zboczenie prezentowane przez Gortuary. Brzmienie również dobrze wypracowane, mimo triggerów nie ma szczególnego odruchu wymiotnego od nadmiaru techniki, a tym bardziej do nowego Morbid Angel im daleko buahahaha. Dorzucam na koniec jeszcze tylko, że wokale to głębokie gutturale i amen! Pozycja obowiazkowa! Zapewniam, że te 26 minut zleci wam tak szybko a szarych komórek jak to przy Sztuce Śmierci wam ubędzie!
5/6