Comatose Music, album 2010
Po wydaniu udanego debiutu w Coyote Records, Rosjanie
rzucają się na ogólnoświatową wodę za sprawą drugiego równie udanego krążka
który to zostaje wydany nakładem Amerykańskiej Comatose Music. Nie chcę się tu
wdawać w polemikę który z dwóch labeli prężniej działa czy też ma lepszą sieć
dystrybucji, wiadomym jednak jest, że skoro to Brutal Death z elementami Slam
to i tak będzie ciężko go dostać w naszym kraju. Czemu? A to już pytać się
dystrybutorów, nie mnie. ‘Fatal Dogmatic Damage’ to 11ście utworów z których
każdy trwa w granicach 2óch minut czyli jak widać podług statystyk, materiał
można spokojnie zakwalifikować do tych intensywnych. Niestety, ci z was którzy
liczą na niekończący się festiwal blastów czy też wysyp kartofli z wora na
werbel będą zawiedzeni ponieważ więcej tu rytmiki niż technicznych fajerwerków.
Nie oznacza to jednak, że album przynudza i ciągnie się w swej powtarzalności,
tak zdecydowanie nie jest. Album zaczyna się od akustycznego intro w tle
którego już wtórują gitary i wiadomym jest, że lada moment nastąpi totalne
pizgnięcie Brutal Death Slam! Otóż, trio naszych bohaterów wie jak urozmaicić
muzykę by podeszła nie tylko fanom bujania głową, hehe. Pojawiają się
przyśpieszenia, całkiem udane rozwiazania w riffach, które np po pauzach
wkraczają w skrócone wersje poprzednich patentów, brak solówek (to akurat nie
wiem czy na plus hehe), dynamika nawet w tych najbardziej wolnych partiach
która jest napędem tego albumu i na koniec oczywiście niskie growle które w
swej monotonności bardziej pasować do schematu ‘Fatal Dogmatic Damage’ nie
mogły. Weźmy dla przykładu taki ‘On Road To Antiutopia’ który zaczyna się
bardzo intensywnie, wręcz bombardowaniem by po 30sekundach przejść w Slam, że
aż się morda cieszy. Album zostaje zamknięty, w moim odczuciu, takim post
nuklearnym, może z lekka utopijnym outrem którego dźwięki nijak a kojarzą mi
się z ‘Fallout’, grą wszechczasów. Ale to tylko ja i moje dziwactwa, a album z
pełnym przekonaniem polecam!