wtorek, 28 sierpnia 2012

Aborted Fetus ‘Fatal Dogmatic Damage’






















Comatose Music, album 2010

Po wydaniu udanego debiutu w Coyote Records, Rosjanie rzucają się na ogólnoświatową wodę za sprawą drugiego równie udanego krążka który to zostaje wydany nakładem Amerykańskiej Comatose Music. Nie chcę się tu wdawać w polemikę który z dwóch labeli prężniej działa czy też ma lepszą sieć dystrybucji, wiadomym jednak jest, że skoro to Brutal Death z elementami Slam to i tak będzie ciężko go dostać w naszym kraju. Czemu? A to już pytać się dystrybutorów, nie mnie. ‘Fatal Dogmatic Damage’ to 11ście utworów z których każdy trwa w granicach 2óch minut czyli jak widać podług statystyk, materiał można spokojnie zakwalifikować do tych intensywnych. Niestety, ci z was którzy liczą na niekończący się festiwal blastów czy też wysyp kartofli z wora na werbel będą zawiedzeni ponieważ więcej tu rytmiki niż technicznych fajerwerków. Nie oznacza to jednak, że album przynudza i ciągnie się w swej powtarzalności, tak zdecydowanie nie jest. Album zaczyna się od akustycznego intro w tle którego już wtórują gitary i wiadomym jest, że lada moment nastąpi totalne pizgnięcie Brutal Death Slam! Otóż, trio naszych bohaterów wie jak urozmaicić muzykę by podeszła nie tylko fanom bujania głową, hehe. Pojawiają się przyśpieszenia, całkiem udane rozwiazania w riffach, które np po pauzach wkraczają w skrócone wersje poprzednich patentów, brak solówek (to akurat nie wiem czy na plus hehe), dynamika nawet w tych najbardziej wolnych partiach która jest napędem tego albumu i na koniec oczywiście niskie growle które w swej monotonności bardziej pasować do schematu ‘Fatal Dogmatic Damage’ nie mogły. Weźmy dla przykładu taki ‘On Road To Antiutopia’ który zaczyna się bardzo intensywnie, wręcz bombardowaniem by po 30sekundach przejść w Slam, że aż się morda cieszy. Album zostaje zamknięty, w moim odczuciu, takim post nuklearnym, może z lekka utopijnym outrem którego dźwięki nijak a kojarzą mi się z ‘Fallout’, grą wszechczasów. Ale to tylko ja i moje dziwactwa, a album z pełnym przekonaniem polecam!