Profound Lore Records, album
2011
Amerykańce znów pokazali jak
należy grać totalnie diabelski Death Metal z olbrzymim kredytem dla opętańczych
wolnych temp Doom Metalowych. Jednakże czemu tu się dziwić gdy taki twór
zostaje powołany do życia przez typka który w okresie demosów Incantation
wspierał ich na żywo? Gdy sekcja rytmiczna Disma to również kolesie z zacnego
Funebrarum? W tym momencie powstaje tzw. ‘brak pytań’ i zagadkowość sytuacji,
jak tu mianowicie rozwinąć dalej ów wypociny które staram z siebie wyrzucić.
Disma na swoim debiutanckim długograju oferuje Diabelstwo z najwyższej półki
lub jak kto woli z czeluści 9tego kręgu Piekła w postaci smolistego, obskurnego
i kurewsko old school’owego Death Metalu w którym to nie maniakalne blasty lub
podwójna stopa rozdają karty a właśnie archaiczne, potężne brzmienie w którym
aż kipi od monumentalnego grania gdzie zwolnienia zaczerpnięte z również
starych wzorców Doom Metalowych kapel tworzą arcy poważną a zarazem niesamowicie
piekielną atmosferę, która swą gęstością i smrodem zgnilizny wprost z czeluści
rozwali nawet najbardziej wybrednych fanów grania na modłę bogów ze
wspomnianego już Incantation. 8 utworów które niejednokrotnie zostana
odtworzone przez was ponownie, są niczym hymny ku ciemności, ku sprofanowanym
przez rzeczywistość rozmytym astralom...
Przecież już pomijając nawet
samą zawartość muzyczną tego krążka, wystarczy spojrzeć na rozłożony w trzech
częściach Digi i dzieło go zdobiące – mnisi z wnętrza jakże przerażającego
lasu, gdzie drzewa z otwartymi paszczami czekają na swoje ofiary, niosą w
przemarszu dierżąc w rękach pochodnie trumny wprost do jakiejś antycznej
budowli która może być świątynią, ów tytułowym monolitem.
Muzyka Amerykanów daleka jest
od jakiejkolwiek wirtuozerii, parcia na bycie szczególnie oryginalnym, nie.
Całość materiału porusza się utartymi i wyznaczonymi już ścieżkami Diabelskiego
Death Metalu i kompletnie nie przeszkadza to w fakcie, że takiej muzyki słucha
się z zapartym dechem w piersi, że dostarcza ona tak silnych emocji, że aż
wykrzywia twarz w grymasie i automatycznie człowiek zaczyna grozić i wymachiwać
pięścią w kierunku niebios. Tak moi mili zgnili, Disma pozbierał jako zespół to
co najlepsze, umieścił to w 8śmiu kompozycjach od których nie można się
uwolnić. Potęga w każdym calu! Kult tradycji, kult Diabła, kult prawdziwego
pieprzonego Death Metalu!