wtorek, 28 sierpnia 2012

Insain ‘Spiritual Rebirth’






















Self-produced, album 2010

Żabojady w natarciu! I to w jakim natarciu! Tak dojrzałego debiutu i to wydanego własnym sumptem dawno nie słyszałem, mimo, że materiał wpadł mi w łapska po dwóch latach i to nie bynajmniej na wznowieniu przez Kaotoxin Records, które to właśnie w tym roku wznowiło ten zajebisty stuff. Otóż, ekipa z Francji której to członkowie miotają się po różnych dziwnych Deathcore zespolikach, serwuje nam taki kawał muzyki, że jaja małe! ‘Spiritual Rebirth’ zdecydowanie kojarzy mi się z dokonaniami tuzów zza Wielkiej Kałuży czyli z USA i można tu śmiało jako wypadkową przywołać takie nazwy jak Suffocation tyle że na wyższych obrotach, niektóre riffy kojarzą się z graniem z Florydy z lat świetności czyli choćby Brutality, no i sporo tu napierdolu rodem z Origin. Taka wybuchowa mikstura po prostu wgniata w siedzisko, a te 37 minut składające się z 11stu utworów mija niespostrzeżenie, a odruchowo człowiek łapieza pilota wieży i szybko wciska ‘play’ by kolejny raz doznać tej abstrakcyjnej siły sonicznej masakry. Kompozycje są bardzo ‘żywe’ i dzieje się w nich naprawdę wiele. Gitary nie stronią o technicznego grania, jednak nie są to kompletnie popierdolone palcówki, przy których niejedna niewiasta osiągnęła by szczyt w 0,7sek hehe. Prawda taka, że sporo jest powtarzalności poszczególnych patentów, ale jednocześnie też wpływa to i zarazem na ciężar jak i chwytliwość utworów, które nie ukrywam są mimo sporego kopa zajebiście przebojowe. Sekcja rytmiczna dosłownie szaleje, owszem podpięta pod triggery jednak na tyle umiejętnie, że kompletnie nie przeszkadza, a wręcz dodaje brutalności i potęgi do dźwięku ‘Spiritual Rebirth’. I na koniec pozostawiłem sobie zajebiste wokale, które to od growli do świniaków... a w ultra szybkich partiach facet szczeka jak opętany! Nie mam kompletnie pytań! Dawać mi szybko drugą płytę!