poniedziałek, 6 czerwca 2011

Mastabah ‘Quintessence of Evil’


Full-lenght, Wyrm
2010
Nie macie czasem wrażenia, że jak odpalicie jakikolwiek polski album z Death Metalem to nawet gdybyście nie znali pochodzenia zespołu to coś wam mówi, że to bankowo Polska? Pierwsze akordy i brzmienie gitar od razu nasuwa skojarzenia z naszą rodzimą sceną, ale co zrobić gdy większość naszych mistrzów od nagłośnienia i masteringu wzoruje się na Behemoth czy Vader? Wiadomo, że tym zespołom odnośnie soundu nie mozna nic zarzucić, ale robienie wszystkiego na modłę fajniusiego brzmienia powoli zaczyna wkurwiać, w szczególności triggery które poraz kolejny zdominowały kolejny abum, bardzo dobry album. Mam szczerze dość tego tykania bo zamiast powalać tylko irytuje i psuje odbiór muzyki, ale trudno nie mój wybór, ja tu tylko sprzątam. Muzycznie Mastabah uwija się bardzo rzetelnie w estetyce Death Metalu rodem z Piekła gdzie smród palonych ciał i smoły sączy się z głośników kpiąc z obowiązujących norm świata duchowego większości społeczeństwa. Muzycznie płyta jest bardzo nazwałbym to ‘perkusyjna’ a popisy Goro znanego z Dark Legion (czemu ten band zdechł kurwa!!!!!????) zabijają swą precyzją... gdyby nie te centralki. Wokalnie mamy od głębokich growli iście diableskich aż do krzyków wręcz z 9-tego Kręgu Piekieł. ‘Quintesence of Evil’ jest materiałem raczej na pojedyńcze odsłuchy, jego intensywność może przerosnąć niejednego, ale może to i nawet dobrze, bo powrót do takiej płyty po kolejnym tygodniu jest dodatkowym kopem i kolejnym upadkiem na kolana przed ogromem mocy i wykreowanej Kwintesencji Zła.
4,5/6