Full-lenght, Nice To Eat You Records
2006
Kolejny albumik który ma juz kilka lat i sobie leży na półce zbierając co nieco kurzu, tudzież chwytany moją łapa celem odsłuchu. Przyznam, że Smashed Face nie jest zdecydowanie moim faworytem jeśli chodzi o czeską scenę. Owszem jest to album brutalny, chłopaki daja do pieca jednak pomimo, iż chwytliwe a z drugiej strony dość innowacyjne jest dość nijakie. Czesi łączą tutaj od Brutal Death, poprzeż Slam, DeathCore... Aranżacje sa nawet przyzwoite, jednak nie na tyle interesuje by zgłębiać ich muzę godzinami, najgorszę że ów skoczne, kurwa nawet dresiarskie hops hops core jest wkurwiające do bólu, kłóci się z pozostałymi elementami muzyki. Dodatkowo za dużo tu powtarzalności riffów, brak ciężaru i zamiast śmierdzieć trupem to wali klocem, do tego jak już było wspomniane nieumiejętnym klocem. I bynajmniej nie mówię tu o moim indywidualnym guście w którym jest mało miejsca dla Deathcore, bo jeśli wszystko jest utrzymane w dobrym smaku to jest to nawet bardziej niż znośne. W przypadku czechów pojawia sie problem trudu zdefiniowania którą ścieżką chcą podążyć i zaczyna się spory bałagan. Ogółem warsztat bardzo dobry, jednak gorzej jest niestety z pomysłami i ogarnięciem kierunku. Plusy to też niezłe wokale od głębokich growli po wdychane świniaki... Czyli w sumie w obecnych czasach żadne novum. Ocena poniżej średniej, niestety, a dodatkowo ponoć album z zeszłego roku już zupełnie wpasował się w ramy Deathcore, czyli dresiki, czapeczka i jazda w trampkach! I te śliczne metro-seksualne grzyweczki na bok a’la emo... No nic tylko całować. Kurwa, co za żal.
2/6