Full-length, Dark Side Records
2010
2010
Wiem, że ostatnio bardzo narzeka się na kondycję ogólnoświatowej sceny zarówno Black czy Death Metalowej, że jesteśmy zalewani gównem, swego rodzaju potokiem bezwartościowych popłuczyn hańbiońcych te dwa sławetne i dumne rodzaje muzyki. Powtarzam to do znudzenia czy w swoim zinie czy na łamach oficjalnego pisma w którym pisuję, że jeśli się chce to można pominąć te narzekania i przefiltrować tak dane wydawnictwa a w zasadzie ich zalew, że skupić sie można na tych które są faktycznie wartościowe. Grecki Acherontas jest tego idealnym przykładem a ich twórczość to specyficzna mikstura tradycyjnego Black Metalu z religijnym odłamem tej muzyki. Spore nagromadzenie wątków spirytystycznych i okultyzmu w ich muzyce daje dodatkowy wymiar a zarazem poczucie obcowania z nagraniem które oprócz bycia wyśmienitą dawką muzyki jest także czymś więcej, wskazuje altruism ego wykonawcy a jednocześnie oświetla słuchacza wiedzą pokazując inne ujścia kanałów energii zwanej potocznie negatywnością. Oczywiście są tu echa starej greckiej szkoły z przełomu lat ’90-’95 gdzie Varathorn i Necromantia królowały wraz z Rotting Christ jednak, to tylko minimalne naleciałości. Muzycznie Acherontas nie działa tylko na płaszczyźnie blastów ale na masie wielowątkowości gdzie struktury przeplatają się tworząc spójną całość. Album pozbawiony monotonii gdzie tajemniczość, wspomniany wyżej okultyzm wraz z mizantropią oraz swego rodzaju dumą swej spuścizny spirytualnej pokazują, jak wiele można dokonać w tej muzyce. O dziwo nie brak tu melodyjnych riffów, czystych wokali, monologów czy solówek które w żaden sposób nie umniejszają wartości tego albumu, a on sam w sobie nie staje się poprzez takie zabiegi muzyczką dla nastolatków szwedzkiej szkoły a’la popłuczyny In Flames. Wyjątkowy album.
6/6