sobota, 19 marca 2011

Aeon (Swe) - Path of Fire


Full-length, Metal Blade Records
2010
To już trzeci album tych antychrystów za nic nie pałających sympatia do kleru a i pewnie cała doktryna skrzetnie budowana wiekami przez naszych ulubionych wykorzystywaczy dzieci lata im koło jaj jak nie niżej. Zresztą obok najzwyklejszego bluźnienia, wypierania się dogmatów piątka szwedów porusza też tę skrywaną część obłudy księży i ich słabość do molestowania dzieci o czym zresztą można się przekonać oglądając klip ‘Forgiveness denied’. Death Metal prezentowany przez Aeon mimo ich pochodzenia nie ma wiele wspólnego z tamtejszym graniem, jest to raczej ukłon w stronę amerykańskiego grania połączonogo z holenderskim, a przynajmniej taka moja opinia. To tak jakby zmiksowac pomysły Suffocation, Fleshgrind i troche w tym brutalniejszej wersji ostatniego albumu Pessimist i dać to wykonać np takiemu Disavoved.
Dobra, bo w sumie co to kogo obchodzi kto co ma jak wykonać gdy Aeon sam się muzyką broni. Przede wszystkim ukłony dla umiejętności muzycznych jak i kompozytorskich. Czemu? Dziś, nie trudno zrobić ultra techniczny album, których jest aż nadto ale zrobić album przepełniony kunsztem technicznym i zachować wyrazistość a zarazem osobną twarz dla każdego z utworów to już nie lada wyczyn. Wystarczy wsłuchać się w sola gitar które jak dla mnie są kwintesencją dobrego smaku, nie przegięte, masa w nich harmonii i melodyjności co zarazem pomaga ominąć recjony niepotrzebnej gonitwy na progach. Dużą zasługą jest tutaj zapewne też i budżet na studio dzięki któremu wszystko jest idealnie słyszalne i dostaje potężnego kopa energii. Sekcja rytmiczna, potęga! Owszem triggery są ale zrobione w sosób umiejętny, nie dominuje tu sztuczność i wywracanie bebechów a idealny balans pomiędzy rytmem, brutalnością a nawet chwytliwością poszczególnych partii muzyki prezentowanej przez szwedów. Wystarczy jako przykład dać tu utwór ‘Inheritance’ który zaczyna się cholernie ciężko, wolno by nawet nie wiedzieć kiedy kanonuje nas salwami blastów i łamanych riffów by ponownie wrócić do swjej pierwszej wesji. No i jeszcze jeden smaczek gdy po około 15-stu minutach dostajemy instrumentalny krótki utwór z naleciałościami muzyki hinduskiej granej na gitarze, gdy w tle wieją wiatry i tak ogółem mrocznie jest. Wiem, że to trywialnie brzmi ale efekt jest naprawdę niezły.
Aeon nagrał naprawdę fantastyczny album, który pewnie zalicza się do mainstream’u (tfu!) ale co zrobić, dupy nie sprzedali, zrobili swoje i oby kolejny album z równa mocą oddalał zbłakanych od zaglądania pod zbryzganą pedofilią kiecę episkopatu czy to w tym regionie czy gdziekolwiek indziej na świecie.
6/6