czwartek, 3 marca 2011

Gorement - The Ending Quest


Full-length, Crypta Records
1994
Kolejna rzecz którą mógłbym nazwać ze spokojnym sumieniem odkopaną z grobu. Nie dość, że zespół nie istnieje to tuż po wydaniu “The Ending Quest” przeistoczyli się w Pipers Dawn i zaczęli grać zgoła odmienną muzykę oscylującą przy gotyckim metalu, po czym następnie zdechł. Cóż, taki los nas wszystkich jednak to co pozostawili po sobie szwedzi jest istnym arcydziełem oddającym w pełni ducha Death Metalu tamych lat sceny europejskiej, tudzież może i bardziej szwedzkiej. Żadnych blastów, żadnego silenia się na pogoń za gryfach gitar, dużo wolnych partii które są bardziej grobowe niż niejeden album spod znaku doom metalu dzisiejszych czasów. W tle pojawiają się sporadycznie klawisze (a raczej pojedyńczy klawisz) budując mroczną, żeby nie rzec afmosferę wprost z krypty. Nie będę tu psioczył na obecny stan i stylistykę Death Metalu oraz w jakim kierunku to wszystko poszło, jednak nagrania z tamtych lat mają coś w sobie czego brakuje dzisiejszym nawet najbardziej zaawansowanym technicznie fanatycznie zespołom -> czuć tu zło, horror, pieprzone oddanie temu co sie robiło. Jednak wracając do samego Gorement dominują tu proste riffy, okraszone posępnymi melodiami wspomagane wolną tudzież w średnich tempach sekcją rytmiczną. Na przodzi królują growle, które naprawdę po ponad szesnastu latach robią cholerne wrażenie i dam sobie jaja uciąć, że wielu obecnych ‘krzykaczy’ wspomaganych techniką powinni się uczyć od Jimmi’ego. No nic, pozostaje tylko nam obcować z tym majestatem, słuchać do bólu bo więcej spod noża Gorement nie wyjdzie.
6/6