poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Witchburner - Incarnation of Evil


Full-length, Undercover Records
2001
Prawdopodobnie jest lekkim bezsensem pisanie o takich kapelach jak Witchburner, tymbardziej gdy zabieram się za album sprzed dziesięciu lat. Cóż, uwielbienia i opętania muzyką metolową mojej osoby nigdy za wiele i stąd decyzja o recenzji materiału “Incarnation of Evil”. Za rok przyjdzie tej ekipie świętować 20-sto lecie i co by tu wiele nie mówić napewno będzie spore zakrapianie tego sukcesu, a i może przy okazji jakiś box upamiętniający a zarazem sumujący ich działalność wyjdzie. Przechodząc do zawartości tego krążka każdy jeśli jeszcze go nie słyszał pewnie wie czego się spodziewać. Mamy tutaj masywny dźwięk tworzący bardzo dobrą dynamikę tego co słyszymy, a jednocześnie ostrość z wyrazistością muzyki została zachowana. Wiadomo że odnosząc się do pierwowzorów gatunku Speed czy Thrash brzmienie jest bardziej wypolerowane, wiadomo troche sie suwakami  pokrętłami pokręciło w studio, bo i czemu nie?! Album dzięki temu zyskuje niż traci, dodatkowo jego autentyczność pozostaje nietknięta. Trudno mi powiedzieć czy miłośnicy starego grania zapatrzeni na debiuty Kreator, Protector czy tym podobym kapel mają sie uganiać za tym wydawnictwem czy nie, ja jednak wiem, że mnie przekonuje wystarczająco. Jest tak jak już wspomniałem dynamicznie, riffy gitarowe są ostre, konkretne i niczym nie udziwnione, po prostu Thrash Metal. Wokale pana Kremera trochę trącają o manierę diabelsko-pijacką ale nie do przesady, więc spokojnie, nie jest to kolejny Witchmaster. Dodatkowo często są krzyczane frazy refrenowe, po prostu klasyczne, z rozmachem i polotem, ale nic nowego. Kto lubi retro ten łynkie bez popity, inni mogę zrzędzić jak cioty, że ten drink jest za mocny.
4,5/6